Bitwa pod Aquae Sextiae
Pod koniec II w. p.n.e. Rzym był mocarstwem niepodzielnie władającym w basenie Morza Śródziemnego. Zdominowano Grecję, rozgromiono Seleukidów, podbito Macedonię, zmieciono z powierzchni ziemi Kartaginę. Czy ktokolwiek mógł zagrozić republice? Śmiertelne niebezpieczeństwo nadeszło z zupełnie nieoczekiwanej strony...
Burza z północy
W 113 r. p.n.e. nad granicami imperium pojawiły się hordy dzikich Germanów. Barbarzyńcy opuścili swe ziemie na Półwyspie Jutlandzkim i powędrowali na Bałkany. Stamtąd zawrócili na zachód. Kilka zjednoczonych ludów liczyło razem ponad 500 000 ludzi, z czego około połowę stanowili wojownicy. Rzymski senat postanowił pobić ich zanim wkroczą na tereny republiki. Przeciw plemionom Cymbrów i Teutonów (po drodze przyłączyli się do nich Ambronowie) wysłano wojska Gnejusza Papiriusza Karbona. Poniósł on jednak porażkę pod Noreą (w dzisiejszej Słowenii). Barbarzyńcy wyruszyli do Galii i nad Rodanem napotkali armię Juliusza Sylanusa. Zaproponowali układ – w zamian za prawo osiedlenia się w granicach imperium będą walczyć dla Rzymian jako najemnicy. Senat odrzucił taką możliwość i walki rozgorzały na nowo. Sylanus został pokonany w bitwie. Zaniepokojeni Rzymianie wysłali silne wojska pod dowództwem Gnejusza Maksymusa aby pobić wreszcie wroga. Poniósł on jednak w 105 r. p.n.e. straszliwą klęskę pod Arausio (dzisiaj Orange we Francji). Zginęło 40 000 Rzymian. Była to największa porażka od bitwy pod Kannami. Na republikę padł strach. Najazd dzikusów z północy zagroził samej Italii. Jednak działający bez planu barbarzyńcy nie wykorzystali okazji. Plemiona rozdzieliły się na pewien czas i rozeszły po Galii, dochodząc do Pirenejów. Nie odniósłszy większych sukcesów w walkach z Galami i Celtyberami, germańskie ludy postanowiły w końcu uderzyć na Półwysep Apeniński. Rzymianie jednak właściwie wykorzystali ten czas.
Obrońca Rzymu
Człowiekiem, który miał odeprzeć najazd barbarzyńców został Gajusz Mariusz. Ten ambitny człowiek nie był arystokratą i stanowisko konsula zawdzięczał swoim talentom wojskowym. Doświadczenie zdobywał pod dowództwem Scypiona Młodszego podczas walk o Numancję. Wykazywał się tam wielką odwagą, m.in. pokonując w pojedynku na oczach obu armii najsilniejszego wrogiego wojownika. Mariusz szybko awansował. Po pewnym czasie sam dowodził rzymskimi wojskami w Afryce i zwycięsko walczył z królem Numidii Jugurtą. Teraz w obliczu zagrożenia z północy powierzono mu obronę Italii.
Mariusz skrzętnie wykorzystał czas zyskany dzięki lekkomyślności Germanów miotających się bez sensu po Galii. Wprowadził w życie plan zreorganizowania rzymskich wojsk. Przystępując do poboru podwójnej armii konsularnej, czyli 40 000 ludzi, przyjmował wszystkich nadających się do walki ochotników. Do tej pory legiony formowano na zasadzie poboru, z którego wyłączeni byli najubożsi. Poza tym Mariusz ujednolicił uzbrojenie swoich legionistów. Podział na hastati, principes i triarii był już tylko teoretyczny. Teraz każdy rzymski piechur nosił kolczugę i hełm, miał tarczę scutum, dwa pila, miecz gladius oraz sztylet. Wódz dokonał też zmian w strukturze organizacyjnej legionów. Wykorzystując swój autorytet podbudowywał morale zachwiane wcześniejszymi klęskami. Tłumaczył żołnierzom, że aby pokonać barbarzyńców wystarczy zachować zimną krew – jeśli nie ulegnie się panice i utrzyma szyk łatwo będzie rozbić bezładne hordy. Poczyniwszy wszystkie przygotowania, Gajusz Mariusz wyruszył ze swą nową armią za Alpy, na spotkanie Germanów.
Na początku 102 r. p.n.e. legioniści Mariusza założyli warowny obóz w Ernaginum (dziś St Gabriel en Camargue we Francji). Wódz szkolił swoich ludzi i rozsyłał zwiadowców, wypatrujących wroga. Z zadowoleniem przyjął wieści, że barbarzyńcy znów się rozdzielili i w jego stronę podążają jedynie plemiona Teutonów i Ambronów. W końcu germańskie hordy przybyły pod rzymski obóz. Starali się sprowokować Rzymian do bitwy w otwartym polu, gdzie mogliby wykorzystać przewagę liczebną. Oczywiście tak doświadczony dowódca jak Mariusz nie dał się wyciągnąć z dogodnej pozycji. Wódz Teutonów wyzwał go nawet na pojedynek, ale Rzymianin nie był już żądnym sławy młodzieńcem jak pod Numancją. Wiedział, że odpowiada za całą armię i nie może się niepotrzebnie narażać. Tak więc legiony pozostały na pozycjach, a barbarzyńcom znudziło się w końcu oczekiwanie na ruch nieprzyjaciela. Przypuścili szturm na umocnienia, zostali jednak z łatwością odparci i ponieśli duże straty. Zniechęcone tym plemiona ruszyły dalej, kierując się w stronę Alp i chcąc zaatakować Italię. Tłumy dzikich wojowników przeciągały jak rzeka pod obozem Mariusza. Widok takich mas ludzi musiał robić wielkie wrażenie, ale legioniści ufali swemu wodzowi i wierzyli, że znajdzie on sposób aby zwyciężyć. Gajusz Mariusz faktycznie miał plan – pragnął stoczyć bitwę w takim terenie, gdzie wróg nie będzie mógł wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Krótko po odejściu Teutonów i Ambronów wódz poprowadził legiony w ślad za przeciwnikiem. Mariusz był bardzo przesądny, a teraz dostrzegł znaki, które przekonały go, że bogowie mu sprzyjają. Zobaczył dwa sępy krążące nad obozem – ptaki te pojawiały się ponoć zawsze gdy miał zwyciężyć. Wielki triumf przepowiedziała mu też wróżbitka Marta towarzysząca mu we wszystkich kampaniach. Nieobciążeni taborami Rzymianie podążali tuż za barbarzyńcami, zachowując jednak bezpieczny dystans. W końcu doszło do spotkania obu armii pod Aquae Sextiae (obecnie Aix en Provence we Francji), popularnej wśród Rzymian miejscowości uzdrowiskowej.
Armie przeciwników
Wojska Gajusza Mariusza składały się przede wszystkim z ciężkozbrojnych legionistów, uzbrojonych i wyposażonych według nowego wzoru. Nadchodzące starcie z barbarzyńcami miało pokazać, czy koncepcja Mariusza jest właściwa i czy zreformowane legiony sprawdzą się w walce. Legionistom towarzyszyła lżejsza piechota posiłkowa auxilia, w większości złożona z Ligurów, oraz niewielki kontyngent jazdy. Bardziej szczegółowy opis tych formacji znajduje się w artykule „Armia rzymska po reformach Mariusza i Cezara”. Łącznie wojska rzymskie liczyły ok. 40 000 ludzi.
Przeciwnikami Mariusza były dwa barbarzyńskie plemiona – Teutoni i Ambronowie (do dziś nie udało się ustalić czy Ambronowie byli Celtami czy Germanami). Mniej więcej połowę hordy stanowili zdolni do walki mężczyźni. Wojska Germanów składały się w zdecydowanej większości z piechoty. Jej uzbrojenie było bardzo zróżnicowane, zależne od majątku poszczególnych wojowników. Większość miała kiepskie wyposażenie – jedynie tarczę i jakąś broń, zwykle topór, miecz lub maczugę. Niewielu nosiło hełmy, a kolczugi należały do rzadkości, przeważnie mieli je tylko przedstawiciele plemiennej arystokracji. Spora część barbarzyńców walczyła półnago, chcąc w ten sposób pokazać swoją odwagę. Germańscy wojownicy byli twardzi i odważni, ale niezdyscyplinowani i pozbawieni dobrej organizacji oraz dowództwa. Często działali zupełnie bez planu, choć potrafili formować prosty, podobny do falangi szyk. Ich taktyka polegała na zmasowanym uderzeniu na wroga, mającym swym impetem rozerwać jego formację. Sporą rolę odgrywał też czynnik psychologiczny – wielu przeciwników panikowało na widok biegnącego na nich tłumu wyjących dzikusów. Jeśli jednak nie powiodło się to, wojownicy mogli mieć poważne problemy w dłuższym starciu z lepiej uzbrojonym wrogiem. Trudno ocenić liczebność sił germańskich w bitwie pod Aquae Sextiae. Najbardziej prawdopodobne dane to ok. 110 - 120 000 Teutonów i 30 000 Ambronów. Uwzględnia się tu tylko wojowników, ale trzeba pamiętać, że wędrowały całe ludy i ich obozowiska pełne były kobiet, dzieci i starców. Razem dawało to kilkusettysięczny tłum.
„Najpierw musimy obwarować obóz”
Teren pod Aquae Sextiae odpowiadał Mariuszowi. Rzymski dowódca znalazł odpowiednie miejsce, gdzie swoboda działania ogromnych mas przeciwnika była bardzo ograniczona. Nakazał wzniesienie warownego obozu na wysokim wzgórzu o stromych zboczach. Przed nim rozciągała się wąska dolina, z obu stron ograniczona porośniętymi lasem urwiskami. Płynęła w niej niewielka rzeka, a kawałek dalej obozowali już Ambronowie. Teutoni pod dowództwem Teutoboda nieroztropnie oddalili się i założyli obóz nieco dalej, co chciał wykorzystać Mariusz, prowokując do walki każde plemię z osobna, a nie oba naraz. Pozycja Rzymian była bardzo dogodna do obrony, zmuszała wroga do stłoczenia się w dolinie i atakowania pod górę. Mariusz nie miał zamiaru atakować pierwszy i zaplanował bitwę defensywną. Istniał jednak pewien problem – źródła wody pitnej były daleko, a było upalne lato, początek lipca. Wódz nie pozwalał legionistom udać się nad rzekę dopóki nie ukończono budowy fortyfikacji. Wielu żołnierzy błagało go, by zacząć bitwę zanim skonają z pragnienia, ale zawsze odpowiadał im: „Najpierw musimy obwarować obóz”. Ufortyfikowana pozycja była ważnym elementem jego planu, to w oparciu o nią chciał walczyć, miała też zapewnić schronienie w razie porażki. Do walki doszło jednak wcześniej niż zakładał. Batalia pod Aquae Sextiae, jak wiele innych, zaczęła się przez przypadek, od nic nieznaczącego incydentu.
Bitwa z Ambronami
W czasie gdy legioniści wznosili wały, nad rzekę w dolinie samowolnie udała się służba obozowa, aby przynieść wodę. Napotkała tam grupy Ambronów, którzy kąpali się i odpoczywali. Bardzo wielu było pijanych, bo w okolicy zdobyli sporo nieznanego im wina, które pili bez opamiętania. Doszło do walki, a raczej bijatyki, bo po obu stronach większość była byle jak uzbrojona. Tymczasem z obydwu znajdujących się niedaleko obozów dostrzeżono zamieszanie nad wodą. Ambronowie pospiesznie chwytali za broń i biegli bezładnymi grupami do walki. Mariusz wysłał im naprzeciw liguryjskich lekkozbrojnych, jednocześnie przygotowując do starcia oderwanych od budowy obozu legionistów. Barbarzyńcy wyprowadzili z obozowiska praktycznie wszystkich wojowników – ok. 30 000. Stanęli oni teraz w zwartych szeregach nad brzegiem rzeki, szykując się do walki z oddziałami auxilia po drugiej stronie. Doszło tu do dziwacznego zdarzenia – okazało się, że Ambronowie i walczący po stronie Rzymian Ligurowie mają identyczny okrzyk wojenny. Przez dłuższy czas wrogie wojska skandowały tak samo brzmiące słowa, wymachując bronią i wygrażając sobie. Jeszcze bardziej rozpaliło to chęć do bitwy po obu stronach. Mariusz, który przybył już z legionami i ustawił je za auxilia, powstrzymał Ligurów. Barbarzyńcy zaś ruszyli bezmyślnie do ataku, nie zwracając uwagi na przewagę liczebną przeciwnika (40 000 do 30 000) oraz niekorzystny teren. Rzymianie nie przeszkadzali im w przeprawie, zostawili nawet wolną przestrzeń na brzegu. Mariusz chciał aby wrogowie przeszli przez wodę. Dalej wszystko potoczyło się zgodnie z jego przewidywaniami. Zwarta formacja Ambronów zmieszała się w czasie forsowania rzeki i na drugi brzeg wyszli luźnymi, zdezorganizowanymi grupami. Gdy część Ambronów jeszcze się przeprawiała, żołnierze Mariusza wyrzucili oszczepy. Najpierw poleciały pociski Ligurów, potem ciężkie pila legionistów. Skotłowani nad rzeką wojownicy ponieśli ogromne straty, długie groty rzymskich oszczepów z łatwością przeszywały ich tarcze. Zanim zdążyli cokolwiek zrobić, Mariusz wydał rozkaz kontrataku. Najpierw ruszyli lekkozbrojni, za nimi kohorty legionistów. Barbarzyńcy dopiero teraz zorientowali się, że są w beznadziejnej sytuacji. Rzymianie uderzyli na nich z impetem, zbiegając w dół zbocza. Zarówno legioniści jak i Ligurowie z oddziałów posiłkowych byli lepiej uzbrojeni od Ambronów. Szybko roznieśli pierwsze szeregi wroga i napierali dalej, spychając resztę do rzeki. Barbarzyńcy wpadli w panikę i zaczęli uciekać. Wydostanie się z pułapki utrudniały im tylne szeregi, przeprawiające się jeszcze przez rzekę. Wojownicy ci nie widzieli, co dzieje się z przodu i ciągle starali się wejść do walki. Rzymianie dokonali rzezi stłoczonych wrogów, przeszli nawet na drugi brzeg i w pogoni za uciekającymi dotarli aż pod obozowisko Ambronów. Znajdujące się w nim kobiety chwyciły za broń i rzuciły się na Rzymian. Widok ten zrobił na legionistach wstrząsające wrażenie, ale z łatwością odparli atak. Mariusz postanowił nie szturmować wrogiego obozu, wiedząc, że niedługo mogą nadejść Teutoni. Nakazał swoim ludziom powrót na wcześniejsze pozycje i ukończenie własnych fortyfikacji. Pierwsza bitwa pod Aquae Sextiae zakończyła się wielkim zwycięstwem – ludzie Mariusza ponosząc minimalne straty wybili ok. 30 000 wrogów, prawie wszystkich wojowników barbarzyńskiego plemienia. Ogromne było również znaczenie psychologiczne – legioniści zobaczyli, że najeźdźcy z północy nie są niezwyciężeni, nabrali też jeszcze większego zaufania do swego dowódcy.
7 celnych komentarzy | Dodaj komentarz |
Użytkownik | |
Dodano: 2007-06-04 Wspaniały tekst. Napisany w bardzo ciekawy sposób. Przydałby sie taki Gajus Mariusz kilkaset lat później -.- |
Strona nie została odnaleziona!
Niestety szukana przez Ciebie strona nie została odnaleziona, czyli wystąpił znienawidzony przez wszystkich błąd 404. Istnieją dwa wytłumaczenia; możliwe, iż szukana strona została usunięta lub przesunięta, albo po prostu źle wpisałeś/aś adres URL. Ale niestety istnieje też ryzyko, iż to my coś 'sknociliśmy' (oby nie!) w kodzie strony i zakradł się tzw. "bug", czyli po polsku robal. Koniecznie daj nam o tym znać; skopiuj link z paska przeglądarki i wyślij go na adres: naczelny[malpa]histurion.pl Wspólnie oczyśćmy histuriona ze wszelkich błędów/robaków!