Bitwa pod Benewentem
Wyprawa Pyrrusa na Sycylię w 278 r. p.n.e. miała przełamać impas w wojnie z Rzymem. Władając bogatą wyspą, mógłby wystawić wielką armię i ostatecznie pokonać republikę. Król Epiru pozostawił w Tarencie część wojsk, a sam na czele około 10 000 ludzi i kilkunastu słoni wyruszył przeciw Kartagińczykom. Wywołało to oburzenie w „Wielkiej Grecji” i oskarżenia o złamanie obietnicy obrony przed Rzymianami. Zwłaszcza w Tarencie Epirotów traktowano już coraz bardziej jak okupantów, a nie wyzwolicieli. Ogromne kontrybucje wymuszane przez Pyrrusa rujnowały greckie polis południowej Italii. Rosły w siłę stronnictwa prorzymskie, głoszące (całkiem słusznie), że poddanie się władzy Rzymian gwarantuje większe swobody i lepszą ochronę niż sojusz z Pyrrusem, który przybył na półwysep głównie dla realizacji własnych planów. Epirocki monarcha musiał jednak zaryzykować (dla tej wyprawy zrezygnował nawet z ofiarowanego mu tronu Macedonii). Bez bazy w postaci Sycylii stał na straconej pozycji w wojnie na wyczerpanie z nieugiętą republiką. Poza tym opanowanie wyspy przez sprzymierzonych z Rzymem Kartagińczyków sprawiłoby, że ich flota zupełnie odcięłaby Pyrrusa w Italii. Zwycięstwo zaś wyeliminowałoby Punijczyków z gry i umożliwiło skupienie całej siły na Rzymianach.
Sycylijskie triumfy
Kartagina posiadała na wyspie 50 000 żołnierzy. Na wieść o przygotowaniach Pyrrusa do inwazji, Punijczycy przystąpili do oblężenia Syrakuz, największego polis na Sycylii. Król Epiru wylądował wkrótce niedaleko Tauromenion na wschodzie wyspy. Następnie udał się do Katanii, aby wreszcie wyruszyć pod Syrakuzy. Kartagińczycy zwinęli oblężenie i wycofali się. Nawet wielka przewaga liczebna nie dawała im wystarczającej pewności siebie, aby stanąć do walki ze słynnym wodzem. Miejscowi Grecy witali Pyrrusa entuzjastycznie, pewni, że na zawsze wypędzi on Punijczyków z wyspy. To, co nastąpiło, było nie tyle kampanią, co triumfalnym pochodem, podczas którego kolejne polis dołączały do sojuszu i oddawały swe oddziały pod komendę Epiroty (łącznie miał on wtedy ok. 30 000 ludzi do dyspozycji). Kartagińczycy poukrywali się w fortecach i umocnionych miastach. Ich najemne wojska, choć dobrze wyszkolone i uzbrojone, nie miały ducha bojowego i zapału potrzebnego do zmierzenia się z groźnym przeciwnikiem. Pyrrus skierował się przeciw wrogim twierdzom w zachodniej części wyspy. Segesta, Selinunt, Eryks, Heirakte, Parnomos i inne ważne punkty jeden po drugim wpadały w ręce króla, brane z marszu szturmem lub poddające się bez walki. Pyrrusa obwołano królem Sycylii, a Kartagińczycy obronili się jedynie w Lilibeum. Wydawało się, że losy tej kampanii są przesądzone, a punicka obecność na Sycylii dobiega końca. Wszystkie te sukcesy zostały jednak zaprzepaszczone.
Zachłanność nie popłaca
Szereg klęsk zmusił Kartagińczyków do negocjacji. Zaproponowali Pyrrusowi oddanie całej Sycylii oprócz Lilibeum, duży trybut, a nawet zerwanie sojuszu z Rzymem i dostarczenie Epirotom posiłkowej floty. Pewny zwycięstwa król odrzucił te warunki, mówiąc, że granicą między posiadłościami punickimi i greckimi ma być morze (poza dumą i zachłannością kierował się także namowami sycylijskich Greków, którzy obawiali się, że po odpłynięciu Pyrrusa Kartagińczycy przystąpią do kontrofensywy właśnie z Lilibeum). Tak więc władca Epiru przystąpił do oblężenia ostatniej kartagińskiej twierdzy, spodziewając się szybkiego zwycięstwa. Srodze się zawiódł. Położone na skalistym półwyspie, potężnie obwarowane, mające liczną załogę, ogromne zapasy i zapewnione dostawy od marynarki Lilibeum była właściwie nie do zdobycia. Katapulty, tarany i podkopy nie mogły skruszyć mocnych murów, a szturmy przynosiły jedynie ciężkie straty wśród żołnierzy Pyrrusa. Bezskuteczne oblężenie ciągnęło się aż do 276 r. p.n.e. W końcu król zrezygnował. To niepowodzenie odwróciło losy walk. Pyrrus postanowił zaatakować samą Kartaginę, ale do przeprawy na afrykański brzeg potrzeba było silniejszej floty. Aby ją rozbudować monarcha zaczął ściągać wysokie kontrybucje od miejscowych Greków. Podobnie jak w Tarencie, szybko stracił sympatię i chwałę wyzwoliciela. Jego tyrańskie poczynania doprowadziły do zamieszek, buntów i spisków, odłączały się od sojuszu kolejne polis. Zniechęcony tym wszystkim Pyrrus postanowił wrócić do Italii, skąd przybywały wieści o porażkach jego sojuszników i marszu Rzymian na południe oraz błagania o pomoc. Po raz ostatni starł się z Kartagińczykami w bitwie, pokonując ich „na pożegnanie” i wyruszył w drogę powrotną. Na morzu czekała już jednak punicka flota, która zadała Epirotom straszliwą klęskę. Ze wszystkich okrętów Pyrrusa ocalały tylko transportowce z wojskiem, okręty wojenne oraz statki wiozące łupy z Sycylii spoczęły na dnie. Reszta sponiewieranej marynarki dotarła do Italii. Wyprawa na Sycylię zakończyła się porażką, jedynym plusem było powiększenie armii o oddziały polis z wyspy (wypływając Pyrrus miał ok. 10 000 ludzi, wracał z ponad 20 000). Gdyby król przystał na propozycję pokojową Kartagińczyków, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Teraz nie miał jednak czasu na rozpamiętywanie błędów, trzeba było szykować się do kolejnej kampanii przeciw Rzymianom.
Z powrotem w Italii
W latach 277 i 276 p.n.e. rzymskie armie konsularne zostały wysłane na południe przeciw plemionom italskim. Choć wojska republiki nie odniosły zdecydowanego zwycięstwa i wplątały się w uciążliwą wojnę partyzancką w górach, to poważnie wykrwawiły siły Samnitów, Lukanów i Bruttiów, a ich ziemie doszczętnie spustoszyły. Gdy Pyrrus wrócił na Półwysep Apeniński, sytuacja sojuszników nie była już zbyt wesoła. Król spędził zimę w Tarencie lub Lokroi, starając się możliwie najbardziej rozbudować wojsko.
Kampania rozpoczęła się w 275 r. p.n.e. Ze względu na szczupłość przekazów jej przebieg można odtworzyć tylko dość ogólnie. Dwie rzymskie armie konsularne, dowodzone przez konsulów tego roku – Maniusza Kuriusza Dentatusa i Lucjusza Korneliusza Lentulusa – wyruszyły na południe, aby zablokować drogi, którymi Pyrrus mógłby ruszyć na terytoria republiki. Dentatus rozbił obóz niedaleko miasta Benewent, skąd kontrolował drogę z Kampanii do Apulii. Lentulus stanął zaś w Lukanii, przecinając szlak z Tarentu do Kampanii. Nastroje wśród Rzymian przed nadchodzącym starciem były początkowo niezbyt dobre. Obawiano się wodza, który zdołał dwa razy pokonać legiony, pojawiły się złowróżbne znaki, jak przewrócenie posągu Jowisza przez wichurę. Doszło nawet do tego, że część obywateli starała się uniknąć poboru do wojska (w Rzymie było to ewenementem, nawet po bitwie pod Kannami zgłaszano się na ochotnika). Konsulowie, aby przywrócić dyscyplinę sprzedali jednego opornego rekruta do niewoli, na postrach dla innych. Szybko jednak legiony odzyskały ducha bojowego, głównie za sprawą bardzo popularnego Dentatusa. Wódz ten zasłynął wielokrotnie gromiąc Samnitów, Sabinów i Galów i powszechnie wierzono w jego talenty militarne (znany był też z uczciwości – Samnitom nie udało się go przekupić, a poeta Enniusz napisał później o nim, że nie mogło go pokonać ani żelazo ani złoto). Pyrrus wiedział, że dwie rzymskie armie mają nad nim zdecydowaną przewagę liczebną, dlatego postanowił wykorzystać ich rozdzielenie i rozbić je kolejno, każdą z osobna. Plan ten był dość ryzykowny, bo Dentatus i Lentulus stali w niewielkiej odległości od siebie i mogli dość szybko połączyć się, biorąc wroga w kleszcze, ale król nie miał wyboru. Tylko taka akcja dawała szansę zwycięstwa. Pyrrus wysłał więc wydzielony oddział do Lukanii, by skupił na sobie uwagę Lentulusa, sam zaś na czele zdecydowanej większości sił wyruszył przeciw Dentatusowi. Do trzeciej bitwy króla Epiru z rzymską republiką miało dojść w roku 275 p.n.e. w pobliżu Benewentu.
Armie przeciwników
Dentatus, którego jako pierwszego planował zaatakować Pyrrus, dysponował pojedynczą armią konsularną, złożoną z piechoty legionowej oraz posiłkowych oddziałów kawalerii. Opis uzbrojenia, taktyki i organizacji tych formacji można znaleźć w artykule „Armia rzymska w czasach republiki”. Konsul miał pod swoją komendą 20 000 ludzi. Takimi samymi siłami rozporządzał Lentulus, ale znajdował się on w pewnej odległości od Benewentu.
Armia, którą dowodził Pyrrus w kampanii roku 275 p.n.e. składała się niemal wyłącznie z oddziałów greckich. Większość plemion italskich porzuciła już sojusz z królem, jedynie Samnici przysłali niewielki kontyngent. Władca Epiru dysponował własnymi jednostkami falangitów, hoplitów i lekkozbrojnych oraz kawalerii, poza tym miał pod swoją komendą wojska sprzymierzeńców z „Wielkiej Grecji” i Sycylii (przede wszystkim hoplitów). Słoni bojowych pozostało mu prawdopodobnie 18 (z 20 zwierząt zabranych do Italii 2 miały zginąć we wcześniejszych bitwach z Rzymianami). O formacjach hellenistycznej armii pisałem we wcześniejszych artykułach o bitwach Pyrrusa, a o słoniach bojowych w osobnej pracy. Tu wspomnę tylko jeszcze raz o najważniejszej jednostce królewskich sił – falangitach typu macedońskiego, zwanych sarissoforoi. Piechurzy ci uzbrojeni byli w bardzo długie (4 – 6 m) piki i walczyli w zwartym szyku, najeżonym grotami. Przełamanie go od frontu było prawie niemożliwe, ale falangici musieli uważać na swoje flanki. Falanga sarissoforoi była jak walec – powolna i mało zwrotna, ale niepowstrzymanie prąca do przodu. W rozproszeniu żołnierze ci walczyli słabo, mając oprócz pik jedynie sztylety, a za ochronę niewielkie puklerze i skórzane kurtki (zbroje mieli tylko ci z pierwszych szeregów). Trudno jest dokładnie ocenić liczebność wojsk Pyrrusa w tej kampanii. Podawane są liczby od 25 do 30 000, najbardziej prawdopodobna to ok. 28 000. Z tego część wysłana została do Lukanii, aby odwracać uwagę Lentulusa od głównych sił, tak więc pod Benewentem król mógł wystawić przeciw konsulowi zapewne ok. 23 000 żołnierzy (zabrał też ze sobą wszystkie słonie). W starciu z pojedynczą armią konsularną Pyrrus miałby lekką przewagę liczebną, natomiast gdyby oba rzymskie wojska połączyły się, król stałby na straconej pozycji, mając niemal dwa razy mniej ludzi. Dlatego też jedynym wyjściem mogło być zaatakowanie sił Dentatusa i rozbicie ich zanim nadejdzie Lentulus.
Przed starciem
Dentatus czekał na przeciwnika niedaleko Benewentu. Z nazwą tej miejscowości wiąże się ciekawa historia – w 275 r. p.n.e. brzmiała ona Maleventum, a nie Beneventum. Słowo to pochodziło z języka iliryjskiego i oznaczało prawdopodobnie „górskie miasto”, ale Rzymianom kojarzyło się z „malum eventum”, co znaczyło po łacinie „zły wynik”. W 268 r. p.n.e. przemianowano miasto na Beneventum, czyli „dobry wynik”. Mimo to w historii przyjęło się mówić o bitwie pod Benewentem, a nie Malewentem.
Pozycja konsula pozwalała kontrolować skrzyżowanie ważnych szlaków. Była bardzo dogodna do obrony – umocniony rzymski obóz znajdował się na wzgórzu, chroniony był też przez zalesione tereny, bardzo niekorzystne dla słoni i jazdy Pyrrusa. Lentulus, blokujący drugi szlak na północ, stał w bliżej nieznanej odległości od swego kolegi, dystans ten jednak nie był zbyt duży (zapewne dało się go pokonać w parę godzin), bo Rzymianie spodziewali się, że król spróbuje atakować ich armie pojedynczo. Tak więc drugi konsul był w stanie wesprzeć walczącego pod Benewentem, ale musiał poruszać się szybko, a tamten odpowiednio długo powstrzymywać napór wojsk Pyrrusa. Dentatus wiedział, jak dobra do obrony jest jego pozycja i postanowił nie opuszczać jej i nie wychodzić na równinę przed obozem (żołnierzom ogłosił, że wróżby zakazują mu rozpoczynać bitwę).
Pyrrus, dotarłszy do Benewentu, obmyślił plan bitwy. Wiedział, że czas gra na korzyść Rzymian, a oni nie mają zamiaru opuszczać ufortyfikowanych pozycji. Postanowił więc zmusić ich do wyjścia na równinę i tam jak najszybciej pokonać, zanim pojawią się legiony drugiego konsula. W tym celu władca postanowił wydzielić ze swych sił kilkutysięczny oddział najlepszych hoplitów i kilka najsilniejszych słoni i dokonać na ich czele obejścia pozycji wroga, podczas gdy reszta armii stanie na równinie, by zaatakować wypchniętych tam Rzymian. Król wahał się, czy przystąpić do realizacji tego ryzykownego planu, ponoć miał wcześniej złowróżbne sny, które mogły zwiastować porażkę. Ostatecznie jednak wydał rozkaz wymarszu i o zmroku poprowadził swój doborowy hufiec przez las, mając nadzieję, że zaskoczy Rzymian nad ranem.
Rozstawienie obu armii do bitwy
1 celny komentarz | Dodaj komentarz |