Strona główna Redakcja Współpraca Źródła historyczne Konkursy

DOŁĄCZ DO NAS!

i odkryj historię w najnowszym wydaniu

Dołącz do społeczności histurion.pl, zakładając nowe konto lub logując się poprzez portal facebook.

  • Poznaj innych miłośników historii
  • Odkrywaj historię i poznawaj dzieje postaci historycznych
  • Poznawaj historię z pierwszej ręki ściągając źródła historyczne z naszej bazy
  • Przejrzyj spersonalizowane dane historyczne, np. które postaci historyczne obchodzą z Tobą urodziny

Rejestracja




Załóż nowe konto



LUB

Załóż nowe konto z



Jesteś już użytkownikiem?    Zaloguj się

Zaloguj się w serwisie histurion.pl

Możesz zalogować się w naszym serwisie podając swój adres e-mail oraz hasło podane podczas rejestracji. Możesz również zalogować się poprzez portal facebook.


Nie mam jeszcze konta



Zaloguj się z

Załóż nowe konto w serwisie histurion.pl



Rytuał devotio

2007-10-17 | Autor: Piotr Radziejewski



W starożytności wojny były ściśle związane z obrzędami religijno – magicznymi. Przed walką składano ofiary lub odprawiano modły aby zyskać przychylność bogów i zapewnić sobie zwycięstwo bądź starano się przewidzieć wynik bitwy poprzez wróżby. Jednym z najbardziej niezwykłych i przerażających wojennych rytuałów było rzymskie devotio – oddanie własnego życia w celu sprowadzenia klęski na wrogą armię.

Devotio (łac. „poświęcenie”) było szczególną odmianą ślubowania. Zwykły ślub, czyli votum, polegał na obiecaniu bogom określonej ofiary jeśli wysłuchają prośby. Tutaj zaś dobrowolnie składano w ofierze swoje życie jeszcze przed otrzymaniem oczekiwanej pomocy sił wyższych. Obrzędu devotio dokonywano w sytuacjach wyjątkowych, gdy bitwa przybierała bardzo zły obrót. Człowiek, który miał dokonać devotio musiał robić to całkowicie z własnej woli, nikogo nie można było zmusić do poświęcenia się, bo uważano, że nie odniosłoby to wtedy odpowiedniego skutku, a nawet rozgniewałoby bogów. Przeważnie devotio dopełniał dowódca armii. Był on odpowiedzialny za wojska, więc powinien zrobić wszystko, co w jego mocy, aby zapewnić im zwycięstwo i uchronić od klęski. Jeśli legionami kierował konsul, najwyższy urzędnik republiki, to jego odpowiedzialność była jeszcze większa – za całe państwo. Ludzie, którzy dokonali devotio byli uważani za bohaterów i przechodzili do historii (jak dwóch konsulów z rodu Decjuszy).

Rytuał poświęcenia był ściśle określony i nad jego dopełnieniem czuwał towarzyszący armii pontifex (kapłan). Osoba mająca oddać życie ubierała strój zwany toga praetexta – białą togę z purpurowym paskiem na brzegu. Następnie stawała na położonej na ziemi włóczni i powtarzała słowa ślubowania wypowiadane przez kapłana. Podkreślały one, że śmierć tego człowieka ma być ofiarą złożoną za ojczyznę. Przypominało to litanię - wzywano wszystkich ważniejszych bogów rzymskich, poczynając od Jowisza, Janusa oraz boga wojny Marsa. Na koniec zwracano się do bóstw związanych ze śmiercią, duchów świata podziemnego, jako tych, które mają władzę nad walczącymi. Wypowiadana formuła mająca przebłagać bogów brzmiała (wg przekazu Tytusa Liwiusza):


„Janusie, Jowiszu, ojcze Marsie, Kwirynie, Bellono, Lary, bogowie nowo przyjęci, bogowie opiekunowie ziemi naszej, bogowie, w których mocy jesteśmy my i nieprzyjaciele, boskie cienie zmarłych, do was się modlę, z czcią was błagam, o łaskawość proszę i wołam, byście narodowi rzymskiemu Kwirytów dali moc i zwycięstwo, a nieprzyjaciół narodu rzymskiego Kwirytów dotknęli strachem, przerażeniem i śmiercią. Jak to wypowiedziałem słowami, tak za rzeczpospolitą Kwirytów, za wojsko, legiony i posiłki narodu rzymskiego Kwirytów poświęcam legiony i wojsko nieprzyjacielskie razem ze mną bogom podziemnym i ziemi”.

Po dopełnieniu rytualnych czynności, dokonujący devotio ruszał samotnie na wroga (zwykle konno) i rzucał się na jego szyk. W momencie gdy ginął z rąk przeciwników, spadała na nich klątwa prowadząca do klęski. Wódz składając w ofierze swoje życie, przypieczętowywał los wrogiej armii, która miała podążyć za nim do krainy umarłych.

Wszystkie elementy rytuału devotio były ściśle określone. Przewidziano nawet, co robić w przypadku niepowodzenia. Gdyby poświęcający się wódz przeżył samobójczy atak na wrogie wojska (choć było to prawie niemożliwe), nie mógł już składać ofiar bogom, ani obejmować stanowisk politycznych we władzach republiki. Ważna była włócznia, na której stał wypowiadając słowa ślubowania. Należało jej bezwzględnie bronić, a jeśli wpadła w ręce wrogów, trzeba było złożyć Marsowi przebłagalną ofiarę z wieprza, barana i byka.

Jedyne dobrze potwierdzone przykłady devotio to poświęcenie się wodzów w bitwach pod Veseris i pod Sentinum. Co ciekawe, swoje życie oddali członkowie tego samego rodu, ojciec i syn. Obaj nazywali się Publiusz Decjusz Mus. Pierwszy zginął w 339 r. p.n.e., a drugi w 295 r. p.n.e. W obydwu starciach walczono z Samnitami i ich sojusznikami. Starszy Decjusz dokonał devotio, gdy wrogowie zaczęli zyskiwać przewagę. Rzucił się w tłum wrogów, wzbudzając tam podobno wielką panikę. Przeciwnicy uciekali, mając go za szaleńca i bojąc się stanąć z nim twarzą w twarz. W końcu zabili go oszczepami, ale samobójczy atak spowodował u nich taki szok, że nie zbliżali się nawet do ciała konsula. Po śmierci Decjusza Rzymianie zaczęli zwyciężać i wygrali bitwę. Podobnie stało się pod Sentinum w 295 r. p.n.e. Publiusz Decjusz Mus (syn) poświęcił się, gdy skrzydło armii, którym dowodził zaczęło przegrywać z Galami. I tym razem po dokonaniu rytuału rzymskie wojska pobiły przeciwnika. W 279 r. p.n.e. podczas najazdu Pyrrusa miał zamiar oddać życie kolejny z Decjuszów. Kiedy w armii króla Epiru rozniosły się wieści o potężnym rytuale skazującym wrogów Rzymu na zagładę, poważnie zachwiały morale. Pyrrus, obawiając się wybuchu paniki podczas bitwy, kazał poinformować wszystkich żołnierzy, jak będzie ubrany konsul mający dokonać devotio i zabronił im go zabijać. Do Decjusza zaś wysłał list, informując go, że próba dokonania obrzędu nie uda mu się i trafi do niewoli. Konsul zrezygnował więc z poświęcenia (mniej wiarygodne źródła mówią, że jednak oddał życie, ale pewniejsze im przeczą).

Należałoby zastanowić się, dlaczego Rzymianie stosowali devotio. Postaram się przedstawić racjonalne dowody na rzeczywistą skuteczność rzymskiego obrzędu i wytłumaczyć w jaki sposób (prawdopodobnie) oddziaływał on na walczących. Logicznie rzecz biorąc, śmierć wodza powinna osłabiać armię, pozbawiając ją dowództwa i obniżając morale. Jednak w znanych przykładach tego obrzędu rzymskie armie po poświęceniu się konsula jakby nabierały nowych sił i walczyły z jeszcze większą determinacją, ostatecznie zwyciężając. Jak to możliwe? Cóż, najprościej będzie udowodnić, że śmierć wodza nie osłabiała zbytnio legionów. Wojska republiki miały standardowy szyk i taktykę, które stosowano w większości bitew. Odpowiednie manewry i przegrupowania ćwiczono do upadłego, więc legioniści wykonywali je niemal automatycznie. Rola wodza (oczywiście mam na myśli kogoś przeciętnego, a nie militarnego geniusza w rodzaju Scypiona) ograniczała się przeważnie do wydania rozkazu rozpoczęcia walki i wprowadzenia kolejnych rzutów wojsk. Oficerowie i żołnierze sami wiedzieli, co robić nawet bez głównodowodzącego, więc jego śmierć nie powodowała załamania się planu, zamieszania i dezorientacji w armii. Nie jest trudno wytłumaczyć dlaczego devotio nie szkodziło Rzymianom, ale wyjaśnienie dlaczego zdawało się ich wzmacniać jest bardziej skomplikowane. Najprawdopodobniej wszystko oparte było na autosugestii. Jeśli żołnierze święcie wierzyli w siłę tego rytuału i byli przekonani o jego skuteczności, to po jego dokonaniu ruszali do walki z przekonaniem, że na pewno wygrają, a wróg jest skazany na klęskę. To dodawało im sił i zapału, tak, że faktycznie zwyciężali. Taka samospełniająca się przepowiednia... Spore znaczenie mogły odgrywać też emocje – np. żądza zemsty wywołana widokiem śmierci wodza czy wzrost determinacji spowodowany takim przykładem bohaterskiego poświęcenia. Rytuał devotio musiał również wywierać silny, demoralizujący wpływ na wrogów. Jak wspomniałem wcześniej, dokonujący samobójczego ataku Publiusz Decjusz mocno przeraził przeciwników. W dodatku jeśli wróg znał znaczenie rzymskiego obrzędu, to mogło to całkiem odebrać wolę walki przesądnym żołnierzom, wierzącym, że poświęcający się skazał ich na porażkę i nie są już w stanie zmienić wyniku bitwy. Rytuał demonstrujący rzymską odwagę, gotowość do poświęcenia i determinację w walce miał więc również zastraszać i zniechęcać przeciwników. Podsumowując – devotio była to forma wojny psychologicznej, służąca zagrzewaniu do walki własnej armii i podkopywaniu morale wroga.

Obojętnie, czy wierzy się w siłę devotio, czy nie, dokonujący go wodzowie budzą podziw. Ginęli za swój kraj, wierząc, że ofiarą z własnego życia zapewnią swojej armii zwycięstwo nad wrogami. Poświęcenie się w taki sposób było wyrazem wielkiego patriotyzmu i stawiania dobra ojczyzny ponad wszystkim.



Podziel się!
        
Przeczytaj również...

Wyraź swoje zdanie :

Komentujesz jako użytkownik niezarejestrowany - gość. Z tego powodu, zanim komentarz pojawi się na stronie będzie musiał zostać zaakceptowany przez naszą redakcję. Aby Twój komentarz został od razu opublikowany na naszych łamach zachęcamy do darmowej rejestracji!

5 celnych komentarzyDodaj komentarz
Redaktor


Dodano: 2007-10-19
Bardzo ciekawy artykuł, przedstwia niezwykły punkt widzenia nie tylko na strategię, chęć wpłynięcia na losy bitwy ale też na postawę wobec swojej Ojczyzny (patriotyzm) oraz na wiarę (np w zwycięstwo, pomoc bogów, itp). Dzisiaj wielu ludzi uznałoby może wiarę w takie "zabobony" za śmieszne, ale czy takie zachowanie wodza w czasie bitwy nie było wielkorotnie naśladowane w historii? Można mnożyć przykłady królów, rycerzy, bohaterów, którzy stawiali czoła w pojedynkę całym armiom wrogów. Jest to temat niecodzienny w naszych czasach a godny przypomnienia. Dlatego też uważam, że artykuł jest świetny i wart przeczytania. Ponadto spójny i bardzo wciągający, cechuje się tym czym powinien się odznaczać bardzo dobrze napisany artykuł. Życzę oby więcej takich tematów podnoszono. Brawa dla autora!
Użytkownik


Dodano: 2008-02-04
Artykuł bardzo ciekawy. W historii mamy sporo przykładów takich samobójczych ataków chociaż wątpie żeby miało to związek akurat z tym rytuałem. Wielu z nich poprostu było patriotami a inni ( jak to świetnie parodiuje Jeff Dunham) wierzą że po śmierci w raju dostaną 72 dziewice tak jak im to obiecywał Osama :)
Użytkownik


Dodano: 2008-12-27
Bardzo ciekawie i trafnie przedstawiony problem "devotio" jako zaskakującego i nawet dla starożytnych budzącego respekt obyczaju. Chciałbym jednak zauwarzyć pewien problem interpretacji przekazu źródłowego, w tym przypadku Liwiusza. Publiusz Decjusz Mus miał się poświęcić w bitwie pod Wezuwiusz 340 eoku p.n.e. Jego syn o identycznych imionach w 295 r.p.n.e. pod Sentinum. 45 lat nie przeczy jeszcze ich pokrewieństwu, ale daje do myślenia. Pierwszty z nich musiał mić minimum 42 lata a w tym wieku raczej synowie bywali jusz dorostkami a nie niemowlakami, drugi w chwili bitwy też miał co najmniej 42 lata. Niby ok. ale w 304 roku cenzorem był PUBLIUSZ DECJUSZ MUS, który jeszcze w 308 był konsulem. Podobieństwo nieprzypadkowe a przysomek raczej wyklucza inną gałąź rodu. Moje podejżenie, mamy do czynienia z przedstawicielami trzech pokoleń rodu którzy odgruwali ważne role w tym okresie republiki. Do tego cęść historyków łączy dwa przykłady devotio w jedno, twierdząc,że wcześniejsze to powstała później legenda ( patrz Krawczuk). Ja tam wojle fascynować się Liwiuszem, nawet jeśli trzeba co nieco weryfikować.
Miłosz
Użytkownik


Dodano: 2009-01-02
ciekawe jak potoczyła by się bitwa pod Kannami gdyby Gajusz Terencjusz Warron wykonał ten rytuał?
Użytkownik


Dodano: 2009-01-05
Sądzę ,że ten rytuał wcale by nie wpłyną na wynik walki.
Najwyżej żołnierze walczyli z większym zapałem wierząc w przychylność sił wyższych.

Nasz facebook

Ciekawostka

Postać historyczna

Losowe zdjęcie

histurion.pl
Najnowocześniejszy polski portal historyczny

Matura 2022

Historia

Inne

Copyright © 2006-2022 by histurion.pl. Korzystając z portalu akceptujesz wykorzystanie przez nas plików cookies.