Bitwa pod Herakleą
Choć król Pyrrus współcześnie kojarzy się głównie ze zwycięstwami odnoszonymi zbyt wielkim kosztem, w rzeczywistości był wybitnym wodzem. Jego najazd na Italię był jednym z najgroźniejszych wyzwań rzuconych rzymskiej republice, panującej już nad dużą częścią Półwyspu Apenińskiego.
Rzym i „Wielka Grecja”
W pierwszej połowie III w. p.n.e. Rzymianie władali środkową Italią, a ich państwo było lokalną potęgą. Ciągłe wojny i ekspansja były czymś naturalnym – niemal co roku konsulowie prowadzili legiony na kolejne kampanie. Wzrok rządzących republiką coraz częściej kierował się na południe półwyspu. Znajdowały się tam greckie kolonie założone podczas tzw. Wielkiej Kolonizacji w VIII – VI w. p.n.e. Bogate miasta byłyby cenną zdobyczą, a ich opanowanie ułatwiałoby powszechne wśród Greków skłócenie i spory wewnętrzne. Jedynym silniejszym przeciwnikiem był Tarent, założony przez osadników ze Sparty. Stosunki tego miasta z Rzymianami stawały się z czasem bardzo napięte. W 282 r. p.n.e. republika pomogła miastu Thurioi nad Zatoką Tarencką odeprzeć najazd ludu Lukanów. Rzymska flota rzekomo naruszyła strefę wpływów Tarentu i doszło do paru morskich potyczek z Grekami. Rzym nie był jeszcze w pełni gotowy do wojny i wycofał wojska. Tarentczycy uznali to za sukces – przedwcześnie. Rok później, w 281 r. p.n.e., legiony wkroczyły na ich terytorium i z marszu, w pierwszym starciu zniszczyły ich armię. Grecy zrozumieli, że porwali się z motyką na słońce i zaczęli gorączkowo szukać sojuszników. Ludy Samnitów i Lukanów stanęły po ich stronie, ale potrzebny był ktoś silniejszy. Ktoś taki jak Pyrrus z Epiru.
Marzenie o imperium
Pyrrus władał królestwem Epiru (tereny dzisiejszej północno-zachodniej Grecji oraz Albanii) i uchodził za wybitnego dowódcę. Był kuzynem samego Aleksandra Wielkiego, a choć nie dorównywał mu militarnym geniuszem, miał równie ogromne ambicje i marzył o stworzeniu w basenie Morza Śródziemnego helleńskiego imperium. Do niego właśnie w 281 r. p.n.e. przybyli posłowie z Tarentu, prosząc o pomoc w walce z Rzymem. Przedstawili mu fantastyczną wizję gigantycznej, doskonale wyszkolonej armii, która czeka tylko na odpowiedniego wodza, aby poprowadzić ją do zwycięstwa. W dodatku Tarentczykom towarzyszyli wysłannicy wielu innych miast „Wielkiej Grecji” a także Samnitów i Lukanów, wszyscy zapewniający o swoim poparciu. Pyrrus zgodził się zostać wodzem antyrzymskiego sojuszu i wyruszyć z armią do Italii.
Czy jednak monarcha kierował się jedynie solidarnością z zagrożonymi Grekami? Bardzo wątpliwe, aby ktoś o tak wielkich ambicjach, myślący nawet o zmierzeniu się z potężnymi diadochami w walce o spadek po Aleksandrze, chciał komuś bezinteresownie pomagać. Prawdziwych zamiarów Pyrrusa możemy się jedynie domyślać na podstawie jego późniejszych działań oraz niektórych starożytnych przekazów, choć nie są one pewne. Plutarch przytacza rozmowę króla Epiru z jego dyplomatą Kineasem. Władca mówi tam o planach opanowania części Italii, Sycylii, Kartaginy oraz zdobyciu dominacji w Grecji. Rozmowę tą często uznaje się za niehistoryczną, wymyśloną przez Plutarcha w celach moralizatorskich – miała pokazać, że to niepohamowana żądza władzy i pragnienie zdobycia sławy doprowadziły do późniejszych porażek. Tak czy inaczej, z bardzo dużym prawdopodobieństwem można odtworzyć plan Pyrrusa. Zamierzał zapewne pokonać Rzym i zabezpieczyć „Wielką Grecję”, którą następnie sam chciał zdominować i podporządkować sobie. Następnie planował pewnie wojnę z Kartaginą i podbój Sycylii (a może nawet najazd na Afrykę i zdobycie samej Kartaginy). Stworzenie takiego imperium pozwoliłoby mu sfinansować potężną armię i wyruszyć na wschód, aby uzyskać hegemonię w Helladzie, a następnie pokonać walczących ze sobą diadochów. Tym samym Pyrrus miałby zostać panem imperium stworzonego przez Aleksandra. Aby urzeczywistnić ten wielki plan, należało jednak najpierw zmierzyć się z rzymską republiką, przeciwnikiem, którego król Epiru nie znał zbyt dobrze i zapewne trochę lekceważył.
Inwazja
W 281 r. p.n.e. nękana przez sztormy flota epirocka przybiła wreszcie do brzegów Italii. Nadeszła wyczekiwana przez Tarentczyków pomoc – 25 000 ludzi pod dowództwem króla Pyrrusa. Zapewne nie był on zachwycony, gdy zobaczył, że zamiast obiecanej potężnej armii na miejscu są jedynie zdezorganizowane niedobitki wojsk pokonanych przez Rzymian. Aby to zrekompensować zarządził stan wojenny i powołał pod broń licznych mieszkańców Tarentu (tym samym stracił ich sympatię i glorię wyzwoliciela).
Rzymianie rozpoczęli powszechną mobilizację do walki z nowym nieprzyjacielem i w 280 r. p.n.e. mieli do swojej dyspozycji 80 000 legionistów i żołnierzy sojuszniczych. Była to wielka potęga, która skoncentrowana w jednym miejscu i użyta w jednej bitwie zmiażdżyłaby Epirotów samą masą, tym bardziej, że król nie wiedział, że republika dysponuje tak ogromnymi siłami i na pewno nie spodziewał się starcia z taką armią. Rzymianie popełnili jednak poważny błąd. Zamiast natychmiast ruszyć na Pyrrusa i zepchnąć najeźdźców z powrotem do morza, rozdzielili wojska na cztery korpusy, niepotrzebnie rozdrabniając siły. Najsilniejszym oddziałem była armia konsularna dowodzona przez Publiusza Waleriusza Lewinusa. Skierowała się ona na południe, przeciw Epirotom. Po paru potyczkach z Lukanami napotkała główne siły Pyrrusa, który opuścił Tarent i wyruszył Rzymianom naprzeciw. Królowi udało się zmusić konsula do bitwy w terenie sprzyjającym hellenistycznej armii – rozległej równinie nieopodal miasta Heraklea. Tam w 280 r. p.n.e. doszło do starcia.
Armie przeciwników
Trzon armii Lewinusa stanowiła rzymska piechota legionowa i bardzo podobnie uzbrojeni i zorganizowani żołnierze przysłani przez latyńskich sprzymierzeńców republiki. Rzymska piechota podzielona na formacje hastati, principes i triarii walczyła w formacji manipularnej quincunx, odznaczającej się dużą elastycznością, łatwością wykonywania manewrów i modyfikowania standardowego ustawienia. Choć były to wojska typu milicyjnego, obywatele mobilizowani na pewien czas, miały bardzo dużą wartość bojową, wyszkoleniem dorównywały większości oddziałów zawodowych, a zwykle przewyższały je morale i duchem bojowym. Jazda rzymska i latyńska była raczej przeciętna, jej formacje były nieliczne i pełniły funkcje pomocnicze. Bardziej szczegółowe informacje o uzbrojeniu i taktyce wojsk rzymskich można znaleźć w artykule „Armia rzymska w czasach republiki”. Łącznie siły, które konsul Lewinus miał do dyspozycji pod Herakleą liczyły ok. 30 000 żołnierzy, w tym jedynie 2 – 3000 kawalerii.
Wojska króla Epiru były zorganizowane według najlepszych zasad hellenistycznej sztuki wojennej, która narodziła się w Macedonii za panowania Filipa II, a w pełni rozwinął ją Aleksander. Kolejne zmiany wprowadzili diadochowie, którzy przejęli niektóre elementy od armii wschodnich. Podstawę sił epirockich stanowili falangici, po grecku zwani sarissoforoi. Formowali oni falangę typu macedońskiego, którą opisywałem już w artykułach poświęconych bitwom pod Kynoskefalaj, Pydną i Magnezją. Przypomnę tylko pokrótce, że uzbrojeni byli w sarissy – piki długości nawet 6 m. Walczyli w zwartym szyku, który był praktycznie nie do pokonania od frontu, ale wrażliwy na oskrzydlenie. Falangici nie nadawali się do walki w rozproszeniu, jeden na jednego, ponieważ byli bardzo lekko opancerzeni, mieli tylko małe puklerze, a oprócz pik jedynie sztylety. O powodzeniu ich działań decydowało utrzymanie spoistości formacji. Falanga była dość ociężała i miała problemy z szybkim manewrowaniem, dlatego też wspierała ją lekka piechota. Żołnierze ci przeważnie nie mieli zbroi, osłaniali się tylko tarczami. Ich bronią były oszczepy i krótkie miecze. Podczas bitwy nękali wroga przed uderzeniem głównych sił oraz osłaniali skrzydła szyku sarissoforoi. Pozostałymi formacjami pomocniczej piechoty byli łucznicy i procarze. Poza falangitami Epiroci mieli też „klasycznych” hoplitów – ciężko opancerzonych i z krótszymi włóczniami. Pyrrus posiadał bardzo dobrą ciężką kawalerię z Tesalii oraz elitarny oddział przyboczny, zorganizowany podobnie jak macedońska jazda hetajrów. Konne formacje króla Epiru miały dużą wartość bojową, zdolne były nawet wykonywać przełamujące szarże. Epiroci posiadali też „tajną broń” – słonie bojowe sprowadzone z dalekich Indii. Zastosowanie tych zwierząt w walce opisałem w osobnym artykule. Siły Pyrrusa liczyły ok. 25 000 ludzi (w tym 2000 łuczników i 3000 kawalerii) oraz 20 słoni i nieco ustępowały liczebnie Rzymianom.
7 celnych komentarzy | Dodaj komentarz |
Użytkownik | |
Dodano: 2008-06-24 Więc bitwa pod Herakleą była jedyną którą wygrały wojska hellenistyczne w walce z rzymianami?! ciekawe, bardzo ciekawe. |
Użytkownik | |
Dodano: 2010-12-01 Pyrrus był geniuszem. Taktyk był z niego prawie tak dobry jak Hannibal. Szkoda, że jest stosunkowo mało znaną postacią... |
Gość | |
Dodano: 2011-01-14 No nie wiem czy to nie bylo pyrrusowe zwyciestwo. 4000 stracil krol a Rzym 7000 spore straty przy takim zwyciestwie. |
Gość | |
Dodano: 2012-07-26 Szkoda że zginął w Argos Gdyby zebrał nową armie mógłby rzucić Rzym na kolana wspólnie z Kartaginą |