Horacjusze i Kuriacjusze
Jedną z bardziej znanych historii z początków państwa rzymskiego jest legenda o Horacjuszach i Kuriacjuszach. W VII w. p.n.e. Rzymem miał władać Tullus Hostyliusz. Był to człowiek o bardzo wojowniczej naturze, który pragnął podporządkować sobie sąsiadów. Wkrótce znalazł się pretekst do wojny z Alba Longa. Pasterze z tego miasta i z Rzymu oskarżali się nawzajem o kradzież bydła. Tą z pozoru nieważną sprawą zajęli się władcy obu miast, wysyłając poselstwa z żądaniami odszkodowania. Tullus Hostyliusz znalazł sprytny sposób, jak wywołać wojnę tak, aby wyglądało to na winę drugiej strony - kazał oddać rzekomo skradzione stado, wiedząc, że Gajusz Kluiliusz, władca Alby będzie żądał więcej. Następnie rzymski król przyjął posłów z Alby, ale celowo nie pozwalał im powiedzieć z czym przyszli, aż wrócili wysłannicy Rzymu. Gdy przedstawili mu wreszcie, z czym przychodzą, Hostyliusz stwierdził, że Kluiliusz odrzucił już możliwość porozumienia, chociaż Rzymianie wykazali swoją dobrą wolę, oddając bydło. Król powiedział, że on nie chciał wojny, ale został do tego zmuszony przez chciwego i awanturniczego przeciwnika, na którego spada cała wina za konflikt. Tak od małego incydentu rozpoczęła się wojna Rzymu z Alba Longa.
Armie Rzymu i Alby walczyły ze sobą, ale nikt nie mógł uzyskać zdecydowanej przewagi. Podczas działań wojennych umarł król Alby, a na jego miejsce powołano jako dyktatora z nieograniczoną władzą Mettiusza Fufetiusza. Gdy miała rozpocząć się decydująca bitwa, poprosił on o spotkanie z Tullusem Hostyliuszem. Zaproponował rzymskiemu królowi rozstrzygnięcie wojny bez zbędnego rozlewu bratniej krwi, gdyż Rzymianie i mieszkańcy Alby byli blisko spokrewnionymi ludami, wywodzącymi się od Eneasza. Fufetiusz wpadł na pomysł, aby o wyniku wojny zadecydował pojedynek. Choć dyktator wymyślił to głównie z obawy przed bitwą z liczniejszymi Rzymianami, to król zgodził się z nim. Początkowo postanowiona, że mają pojedynkować się sami przywódcy – Hostyliusz i Fufetiusz, ale uznano, że zbyt ryzykownie jest, aby los narodu zależał od jednego człowieka. Umówiono się więc, że z obu stron wystąpi po trzech najlepszych wojowników, wybranych przez armię. Król Rzymu i dyktator Alby złożyli ofiary i przysięgli na bogów, że dotrzymają umowy – ten lud, którego drużyna przegra, podda się władzy zwycięzców. Kiedy przyszło do wybierania wojowników, okazało się, że obie strony wystawiły rodzeństwa – Rzymianie trzech braci Horacjuszy, a mieszkańcy Alby – trzech Kuriacjuszy. W dodatku oba te rody były ze sobą spokrewnione i utrzymywały dobre stosunki. Ojczyzna była jednak dla nich ważniejsza od osobistych względów i zgodzili się stanąć do walki. Ich ojcowie, chociaż wiedzieli, że mogą już nie zobaczyć synów, byli dumni z zaufania jakim ich obdarzono. Pobłogosławili szykujących się do starcia i odebrali od nich przysięgę, że będą walczyć do końca, aby dać zwycięstwo swemu krajowi.
„Przysięga Horacjuszy” – obraz Jacquesa Louisa Davida z 1784 r.
O umówionej porze wybrańcy byli gotowi do walki. Horacjusze i ich kuzyni Kuriacjusze pożegnali się ze sobą. Choć byli krewnymi i przyjaciółmi, musieli stanąć do walki na śmierć i życie. Wojska Rzymu i Alby zebrały się wokół aby oglądać starcie. Świadomi ciążącej na nich odpowiedzialności wojownicy dobyli mieczy i ruszyli na przeciwników. Dwie armie śledziły każdy ich ruch, żołnierze głośno wykrzykiwali słowa zachęty. Przez długi czas nikt nie zyskał przewagi. Horacjusze i Kuriacjusze dorównywali sobie siłą i zdolnością posługiwania się bronią. Ostrza mieczy ścierały się ze szczękiem lub łomotały o tarcze, walczący nie ustępowali na krok i bili się zaciekle, ale żaden z nich nie odniósł jeszcze rany. Armie Hostyliusza i Fufetiusza z zapartym tchem obserwowały starcie, które miało zadecydować o losach wojny. Wreszcie szermierze zaczęli odczuwać zmęczenie długą walką. Uniki i zasłony stawały się wolniejsze i mniej pewne. W końcu miecze zaczęły dosięgać celów i trawę splamiła krew. Dwaj Rzymianie i wszyscy trzej wojownicy z Alby otrzymali rany. Nagle jednemu z Kuriacjuszy udało się zaskoczyć przeciwnika szybkim uderzeniem. Rzymianin padł martwy, ale zanim jego zabójca zdołał wznieść triumfalny okrzyk, sam zginął od ostrza drugiego Horacjusza. Temu z kolei przeciwnik wytrącił miecz i natychmiast położył trupem. W kilka chwil padli trzej wojownicy. Ludzie Fufetiusza podnieśli wielką wrzawę, pewni zwycięstwa. Rzymianie zaś z obawą patrzyli na ostatniego, najmłodszego Horacjusza imieniem Marek, który musiał zmierzyć się z dwoma wrogami. Ten nie odniósł jednak jeszcze żadnych obrażeń, w przeciwieństwie do Kuriacjuszy, broczących krwią z licznych ran. Wykorzystując to, odbiegł od wrogów, którzy nie mogli go doścignąć. Wojownicy z Alby rzucili się za nim. Marek Horacjusz obejrzał się i zobaczył, że jeden z przeciwników został w tyle. Natychmiast zatrzymał się i jednym ciosem pozbawił życia zaskoczonego Kuriacjusza, któremu nie mógł przyjść z pomocą brat. Ten dobiegł tam dopiero po chwili, wyczerpany i osłabiony ranami. Nie miał szans w walce z Rzymianinem. Gdy jego ciało osunęło się na ziemię, żołnierze Hostyliusza zaczęli wiwatować. Alba Longa została pokonana i zgodnie z przysięgą dostała się pod władzę Rzymu. Cześć oddano nie tylko zwycięzcom. Wszystkich pięciu poległych wojowników pochowano na miejscu walki, a ich wspaniałe grobowce były pamiątką bohaterskiego starcia.
Triumf Rzymu splótł się jednak z tragedią rodziny Horacjuszy. Gdy Marek wracał, niosąc zbroje zabitych przeciwników, spotkał Horację, swoją siostrę, płaczącą i pogrążoną w rozpaczy. Gdy zaczął z nią rozmawiać, wyszło na jaw, że opłakiwała śmierć nie braci, ale jednego z Kuriacjuszy, z którym była zaręczona. Horacjusz wpadł w szał. Oto on dał zwycięstwo Rzymowi, jego bracia chwalebnie polegli za ojczyznę, a jego własna siostra rozpaczała po wrogu?! Nie panując nad sobą, dobył miecza i zabił Horację, przeklinając ją jako zdrajczynię. Ojciec, choć stracił kolejne dziecko, przyznał rację Markowi, mówiąc, że gdyby jego siostra żyła, przyniosłaby im wieczną hańbę. Jednak zgodnie z prawem Horacjusza postawiono przed sądem za zabójstwo. Uznano go za winnego i skazano na śmierć, ale dramatyczne wystąpienie jego ojca zmieniło wyrok. Starzec mówił o tym, że dla dobra ojczyzny oddał dwóch synów i nie zniósłby utraty ostatniego. Zapytał też Rzymian, czy chcą by bohatera, który doprowadził do zwycięstwa w wojnie stracono jak pospolitego złoczyńcę. Bardzo wzruszyło to zgromadzony lud oraz króla Tullusa Hostyliusza. Monarcha ułaskawił Horacjusza. Aby przebłagać bogów złożono ofiary, a jako karę za zbrodnię Horacjusz musiał publicznie przejść pod tzw. jarzmem zmuszającym do upokarzającego, niskiego schylenia głowy. Pamięć Horacji uczczono pomnikiem.
Opowieść o walce Horacjuszy i Kuriacjuszy to jedna z najstarszych legend rzymskich. Jak niemal wszystkie historie z czasów królestwa, jest niemożliwa do udowodnienia, ale zawiera ziarno prawdy – w okresie tradycyjnie przyjmowanym za panowanie Tullusa Hostyliusza Rzym faktycznie walczył z miastem Alba Longa. Sam motyw starcia kilku bohaterskich wojowników to częsty element wielu legend, bardzo przypominający pojedynki herosów z „Iliady” Homera.
3 celne komentarze | Dodaj komentarz |
Strona nie została odnaleziona!
Niestety szukana przez Ciebie strona nie została odnaleziona, czyli wystąpił znienawidzony przez wszystkich błąd 404. Istnieją dwa wytłumaczenia; możliwe, iż szukana strona została usunięta lub przesunięta, albo po prostu źle wpisałeś/aś adres URL. Ale niestety istnieje też ryzyko, iż to my coś 'sknociliśmy' (oby nie!) w kodzie strony i zakradł się tzw. "bug", czyli po polsku robal. Koniecznie daj nam o tym znać; skopiuj link z paska przeglądarki i wyślij go na adres: naczelny[malpa]histurion.pl Wspólnie oczyśćmy histuriona ze wszelkich błędów/robaków!