Bitwa pod Magnezją
Przed starciem
Antioch wybrał do bitwy odpowiedni teren. Równina pod Magnezją była idealna dla falangi, słoni i ciężkiej kawalerii. Wszystko zdawało się przemawiać na korzyść króla, jednak Rzymianie dalej wyglądali na pewnych zwycięstwa. Lucjusz Scypion nakazał rozbić obóz, następnie przeniósł go bliżej wroga. Tym samym ustawił armię w widłach rzek Phrygios i Hermos. Wobec przewagi wrogiej kawalerii było to bardzo korzystne, bo oba skrzydła sięgały rzek i były przez nie osłonięte. Konsul nie przejmował się zbytnio liczebną przewagą wroga (choć armia Antiocha była największą, z jaką do tej pory zmierzyła się republika), ale nie chciał atakować pierwszy, bo w takiej sytuacji jego oddziały musiałyby walczyć wystawione na ostrzał z wałów wrogiego obozu, pod którym rozstawił oddziały Antioch. Mijały dni, a obie armie stały naprzeciw siebie – z jednej strony pstrokaty tłum wojowników z całego Bliskiego Wschodu, z drugiej niemal jednolite wojska rzymskie. Dochodziło do małych potyczek, ale nikt nie palił się do rozpoczęcia prawdziwej walki. Antioch wiedział jak wielką ma przewagę, ale gdy widział zdumiewającą pewność siebie przeciwnika, ogarniały go wątpliwości. W końcu pierwszy ruch wykonał Lucjusz Scypion. Konsulem kierowały tu zarówno względy strategiczne, jak i osobiste. Był już koniec grudnia, a w starożytności rzadko prowadzono kampanie o tej porze roku. Pogoda robiła się coraz gorsza i niedługo konieczne byłoby przerwanie działań i wysłanie żołnierzy na zimowe kwatery. Wtedy na rozprawę z Antiochem trzeba by poczekać. Do tego czasu król mógłby jeszcze rozbudować armię, a przede wszystkim skończyłby się konsulat Lucjusza i z Rzymu przysłano by nowego wodza na jego miejsce. Poza tym Publiusz Scypion wracał już do zdrowia. Gdyby tylko Africanus był w dobrej kondycji to jemu niewątpliwie przyznano by komendę nad armią. Stosunki między braćmi układały się bardzo dobrze, ale ambitny Lucjusz nie chciał ciągle żyć w cieniu wielkiego Publiusza. Pragnął samemu odnieść wspaniałe zwycięstwo, które zostanie zapamiętane na wieki. Dlatego też rozkazał po raz trzeci zmienić miejsce obozowania, przesuwając się coraz bardziej w stronę wroga. Tym samym prawe skrzydło utraciło osłonę w postaci rzeki Hermos i stało w otwartym polu (lewe dalej było oparte o Phrygios). Antioch postanowił stanąć do bitwy. Wiedział, że zostanie uznany za tchórza, jeśli będzie krył się w obozie przed znacznie mniejszymi siłami wroga. Zarządził wymarsz i rozwinął swe szyki.
Plan ukazujący ustawienie wojsk do bitwy (skala, odległości ani proporcje nie są zachowane – chodziło mi tylko o zilustrowanie opisu dość złożonych formacji, zwłaszcza Antiocha)
Bitwa
Pod koniec grudnia 190 r. p.n.e. (dokładna data nie znana) wojska republiki rzymskiej i imperium Seleukidów stanęły do walki. W zimny, ponury poranek Antioch i Scypion rozmieszczali swe formacje na rozległej równinie. Konsul ustawił w centrum najpewniejsze wojska (sam zajął wśród nich stanowisko) – swoje dwa legiony, po bokach mające niemal identycznie zorganizowanych Latynów. Na lewym skrzydle ustawiono jedynie 120 kawalerzystów, ponieważ było ono w dużej mierze osłonięte przez rzekę. Na prawo od Rzymian i italskich sprzymierzeńców stanęli pergamońscy hoplici króla Eumenesa. On sam objął dowództwo nad głównymi siłami kawalerii rzymskiej i sojuszniczej, zgrupowanymi na odsłoniętej prawej flance, najbardziej zagrożonej oskrzydleniem przez liczną jazdę Antiocha. Scypion zdając sobie sprawę, że jego leśne słonie nie sprostają liczniejszym i silniejszym słoniom indyjskim Antiocha, ustawił je za liniami piechoty, jako osłonę przed ewentualnym atakiem wrogiej kawalerii z tyłu. Seleukidzki monarcha pośrodku szyku umieścił swą falangę, jednak nie w jednolitym szyku jak zwykle, a podzieloną na mniejsze oddziały, między którymi ustawiono 22 słonie (reszta tych zwierząt znalazła się za Srebrnymi Tarczami i jazdą lewego skrzydła). Falangici zostali też ustawieni w wyjątkowo głębokim, aż 32-szeregowym szyku, co miało zwiększyć jego stabilność i utrudnić przełamanie. Na obu flankach sarissoforoi znaleźli się Galaci, mający chronić mało zwrotną formację przed oskrzydleniem. Dalej na prawo znajdowali się katafrakci i jazda agemy pod osobistym dowództwem Antiocha, Srebrne Tarcze i konni łucznicy. Piechota miała zostać użyta w defensywie, król planował rozstrzygnięcie za pomocą jazdy. Lewe skrzydło dowodzone przez księcia Seleukosa zostało sformowane specjalnie do przełamania rzymskiego prawego, nieosłoniętego rzeką. Obecność piechoty była tam symboliczna – niespełna 5000 orientalnych lekkozbrojnych, za to aż roiło się od jazdy. Król ustawił tam katafraktów, hetajrów, konnych Galatów i lekką kawalerię. Przed frontem tych jeźdźców ustawiły się rydwany z kosami, a tuż za nimi Arabowie na wielbłądach. Przed główną linią stały tłumy lekkozbrojnych harcowników. Linie obu armii były tak długie, że w porannej mgle żołnierze z centrum nie widzieli skrzydeł. Przed bitwą padał rzęsisty deszcz, co uczyniło praktycznie bezużytecznymi łuczników obu stron (namoknięte cięciwy traciły siłę). Antioch postanowił wreszcie zaatakować. Pierwsze walki stoczyli lekkozbrojni. Rzymscy velites i Pregamończycy oraz harcownicy króla zaczęli obrzucać się oszczepami. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz z obu skrzydeł Seleukidów ruszyła do szarży kawaleria i rydwany. Na prawym skrzydle Antioch sam prowadził atak na czele 4000 gwardzistów i katafraktów. Straszliwe uderzenie pancernej jazdy poprzedzone ostrzałem konnych łuczników spadło na lewe skrzydło wroga. 120 rzymskich jeźdźców nie miało szans w starciu z rozpędzonymi przeciwnikami. Jazda Antiocha pędziła dalej tratując harcowników, którzy nie zdążyli ukryć się za główną linią wojsk. Następnie wpadła na lewoskrzydłowy oddział Latynów. Ci nigdy jeszcze nie widzieli frontalnej szarży kawaleryjskiej na szyki piechoty, a tym bardziej szarży w wykonaniu całkowicie pokrytych lśniącymi zbrojami katafraktów. Równie mocno, co siła uderzenia podziałał szok wywołany samym widokiem przeciwnika walczącego w zupełnie nieznany sposób. Pierwsze szeregi Latynów zostały zmiecione, reszta poszła w rozsypkę i rzuciła się do ucieczki w stronę obozu. Co gorsza, stojący obok nich rzymski legion również ruszył do odwrotu. Trudno powiedzieć, czy panika ogarnęła nawet twardych legionistów, czy też było to planowe wycofanie po odsłonięciu flanki. Armia Scypiona znalazła się w trudnej sytuacji. Uratował ją... Antioch. W ferworze walki król popędził w pościg za uciekającymi zamiast oskrzydlić wrogą armię. Monarcha chciał naśladować Aleksandra, dlatego walczył w pierwszym szeregu i osobiście prowadził szarże, ale w przeciwieństwie do wielkiego Macedończyka nie robił tego w rozstrzygającym momencie, ale na samym początku. W ten sposób naczelny wódz tracił kontrolę nad większością wojsk. Tak stało się również teraz. Popełnił duży błąd rzucając się w pogoń zamiast zaatakować resztę wrogów od tyłu. Przez to nie widział też, co stało się na jego lewym, a rzymskim prawym skrzydle. Tam chciał oskrzydlić przeciwnika. W tym celu najpierw wysłał rydwany z kosami, które miały rozproszyć wrogów i ułatwić atak kawalerii. Jednak odległość od przeciwnika była zbyt mała i rydwany nie rozpędziły się dostatecznie. Rzymscy lekkozbrojni łatwo przed nimi uskakiwali i rzucali oszczepami, celując nie w woźniców, ale w konie. Poranione zwierzęta wpadły w panikę i wiele zaczęło uciekać. Spora część rydwanów zawróciła, wpadając na inne i taranując je lub również zmuszając do odwrotu. Bojowe wozy nie dotknąwszy nawet głównej linii wroga zaczęły pędzić na własne oddziały. Książę Seleukos nic już nie mógł zrobić. Arabska jazda na wielbłądach podążająca tuż za rydwanami została dosłownie przemielona przez ich kosy. Woźnice desperacko próbowali zatrzymać rozszalałe rumaki. Bezskutecznie. Zaprzęgi runęły na katafraktów, Galatów i hetajrów. Ostrza świszcząc w powietrzu kosiły nogi koni, roznosiły na strzępy powalone wierzchowce i zrzuconych z siodeł jeźdźców. Kawaleria lewego skrzydła przestała istnieć – poległo wielu żołnierzy, setki koni zostało zabitych lub okaleczonych albo było zbyt przerażonych, by słuchać jeźdźców. Rydwany przebiły się jeszcze przez orientalnych piechurów, masakrując ich zwarte szeregi i umknęły z pola walki. Nagle ocaleli żołnierze Antiocha usłyszeli tętent kopyt i bojowe okrzyki i zobaczyli pędzących na nich rzymskich i pergamońskich kawalerzystów. Scypion i Eumenes błyskawicznie zorientowali się w sytuacji i podjęli właściwą decyzję. Król Pergamonu poprowadził główne siły jazdy do szarży na rozproszone skrzydło wroga. Rozpędzeni jeźdźcy w mgnieniu oka wycięli zdezorganizowaną seleukidzką konnicę i zmusili do odwrotu niedobitków. Jednocześnie pergamońscy hoplici ruszyli do frontalnego ataku. Zakuci w zbroje piechurzy roznieśli na włóczniach nieopancerzonych wschodnich wojowników i atakiem ze skrzydła zmiażdżyli Galatów na lewej flance falangi. W czasie gdy lewe skrzydło królewskiej armii zostało unicestwione, sam monarcha zapędził się aż pod rzymski obóz. Dowodzący jego załogą trybun wpadł we wściekłość na widok uciekających żołnierzy. Kazał im zaprzestać haniebnej ucieczki i stanąć do walki pod wałami. Gdy na jego rozkaz łucznicy zastrzelili paru uciekinierów, reszta szybko się opamiętała. Antioch zorientował się, że musi wracać, bo jazdą wałów obozu i tak nie zdobędzie. Powrócił na pole bitwy spodziewając się, że zobaczy resztę wrogów osaczonych przez kawalerię lewego skrzydła. Tymczasem zobaczył równinę zasłaną trupami swoich ludzi. Z całej armii ostała się tylko falanga i Srebrne Tarcze. Obie formacje uzbrojone w sarissy wspólnie ustawiły obronny szyk. Od frontu nacierał na nich rzymski legion i oddział latyński, z flanki hoplici Eumenesa, a od tyłu, zamykając kocioł, rzymska i sojusznicza jazda oraz harcownicy. Antioch zrozumiał, że poniósł klęskę. Na czele jazdy rzucił się do ucieczki, pozostawiając swoich piechurów na śmierć. Ci zamierzali drogo sprzedać skórę. Byli na tyle dobrze wyszkoleni, że szybko uformowali ogromny czworobok z sarissami wysuniętymi we wszystkie strony. Na ten widok ludzie Scypiona zatrzymali się. Atak na las pik byłby bezsensowną stratą żołnierzy. Zamiast tego zaczęto zasypywać wroga pociskami. W ruch poszły pila legionistów i oszczepy velites, harcownicy z Pergamonu sięgnęli po bojowe proce. W zwartą masę nie sposób było nie trafić. Stłoczeni sarissoforoi ponosili ogromne straty, ale ciągle twardo stali. Do ostatecznej ich zguby przyczynił się pomysł Antiocha, aby ustawić słonie w przerwach między oddziałami falangitów. Teraz ogromne zwierzęta znalazły się wewnątrz czworoboku. Nagle któryś z nich został boleśnie zraniony pociskiem. Słoń rzucił się do ucieczki, a za nim pobiegły kolejne. Kolosy rozdeptały falangę i rozproszyły jej szyk. Wtedy Rzymianie dobyli mieczy i runęli na bezbronnych sarissoforoi. Jeńców nie brano. Jazda ruszyła za uciekającymi resztkami wojsk Antiocha, a legioniści skierowali się na wrogi obóz. Uderzyli na niego z marszu, bez przygotowania i obrońcom udało się ich jakoś odeprzeć. To tylko rozwścieczyło Rzymian. W drugim szturmie wyłamali bramy, wpadli do obozu i wybili niemal wszystkich, których tam znaleźli. Na równinie pod Magnezją republika odniosła zdumiewające zwycięstwo nad znacznie silniejszym przeciwnikiem. Straty Rzymian były minimalne - liczba zabitych wyniosła ok. 300, głównie spośród Latynów, na których spadła szarża ciężkiej jazdy Antiocha. Armia seleukidzka została zaś zmasakrowana. Ponad 50 000 piechurów i 3000 kawalerzystów zostało zabitych. Do niewoli Rzymianie wzięli zaledwie 1400 wrogów, co pokazuje z jaką zaciekłością walczyli, nie dając pardonu. Legioniści ubili też kilka słoni, a 15 schwytali.
Skutki bitwy
Po straszliwej klęsce Antioch III poprosił o rozejm. W 188 r. p.n.e. podpisano traktat pokojowy. Król stracił wszystkie ziemie na północ od gór Taurus. Większość jego posiadłości w Azji Mniejszej została podzielona między sojuszników Rzymu. Najwięcej zyskali najwierniejsi – Pergamon i Rodos. Król pergamoński Eumenes stał się władcą lokalnego mocarstwa, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystko zawdzięcza Rzymowi i musi mu być posłuszny. Nie miał zresztą nic przeciwko temu, pasowała mu rola władcy w dużej mierze zależnego od republiki, który trzęsie całym regionem strasząc wszystkich swoim „wielkim bratem”. Poza utratą ziem Antioch musiał też zapłacić Rzymowi wielką kontrybucję – 15 000 talentów. Lucjusz Scypion odbył w Rzymie olśniewający wjazd triumfalny i otrzymał przydomek Asiaticus. Wielu Rzymian ciągle jednak uważało, że jest nikim w porównaniu ze swym bratem, który uratował republikę przed Hannibalem. Zaczęły krążyć plotki, że cały plan bitwy opracował Publiusz, a Lucjusz tylko ślepo go wykonywał. Oczywiście było to kłamstwo, ale przetrwało nawet w dziełach starożytnych historyków.
Legiony opuściły Azję, pozostawiając monarchę pohańbionego w oczach jego poddanych. Potężne niegdyś imperium Seleukidów zaczęło rozpadać się i chylić ku upadkowi, szybko stając się rzymskim protektoratem rządzonym przez marionetkowych królów, pokornie wykonujących polecenia Rzymu. Republikańscy Rzymianie zresztą wykorzystywali każdą okazję do upokorzenia dumnych monarchów, którymi tak pogardzali. Pewien legat odmówił podania ręki królowi, przed którym poddani padali na twarz. Następnie dał mu list od senatu, zakreślił laską koło wokół „władcy” i powiedział, że ma dać mu odpowiedź zanim wyjdzie z tego koła. Tak wyglądały kontakty Rzymu z Seleukidami aż do czasu, gdy Syria, ostatnia pozostałość ich państwa, stała się rzymską prowincją w 63 r. p.n.e.
Bitwa pod Magnezją, jedna z największych batalii starożytności, była przedmiotem zainteresowania i badań wielu historyków wojskowości, którzy starali się znaleźć wytłumaczenie tak druzgocącej klęski Antiocha i tak wielkiej dysproporcji strat. Nawet pod Kannami różnica w liczbie poległych była znacznie mniejsza. W starciu z seleukidzkim monarchą Rzymianie i ich sojusznicy w zasadzie więcej wrogów położyli trupem podczas pogoni za pobitym przeciwnikiem i szturmu na jego obóz niż w samej bitwie. Jak już pisałem, jeńców wzięto bardzo mało, większość pokonanych wycięto. To tłumaczy liczbę ofiar po stronie Antiocha, straty rzymskie zaś były tak niskie, bo w sumie tylko jeden legion i oddział latyński zostały mocno zaatakowane. Prawe skrzydło zostało właściwie nienaruszone, pozostali legioniści i Latynowie z kolei nie zaatakowali falangi dopóki słonie nie rozbiły jej szyku. Jeśli zaś chodzi o przyczyny pogromu wojsk Antiocha to należy wymienić kilka. Po pierwsze, król nie sprowadził pod Magnezję Hannibala jako doradcy, choć mógł to zrobić. Po drugie, postanowił użyć rydwanów z kosami, chociaż wiedział, że często zawodzą. W tym starciu rydwany zmasakrowały jego lewoskrzydłową kawalerię i przygotowały teren pod atak nie wojsk króla, ale Rzymian. Po trzecie, osobiście poprowadził szarżę na samym początku bitwy, tracąc kontrolę nad większością armii. Po czwarte przydzielił piechocie defensywną rolę i nie rzucił jej do zdecydowanego frontalnego ataku. Poza tym fatalne okazało się ustawienie słoni pomiędzy sarissoforoi. Król nie wykorzystał dużej liczby swoich słoni, które właściwie użyte mogłyby rozproszyć rzymskie szyki.
Starcie to uważa się za jeden z dowodów na dominację rzymskiej armii nad wojskami hellenistycznymi. W otwartym starciu w terenie korzystnym dla wroga, Rzymianom udało się odnieść wspaniałe zwycięstwo. W pewnym momencie mieli problemy, ale w ówczesnym świecie nie było chyba formacji piechoty, która mogłaby powstrzymać pędzących przez równinę katafraktów. Legioniści po raz kolejny zmasakrowali falangitów, dowodząc swojej większej uniwersalności oraz sprawności manewrowej. Bitwa pod Magnezją była początkiem końca sarissoforoi, a po starciu pod Pydną w 168 r. p.n.e. macedońscy pikinierzy zaczęli odchodzić do lamusa. Walki z Antiochem dowiodły też lepszej organizacji Rzymian, którą znacznie górowali nad wielorasowym i wielojęzycznym tłumem wojowników ściągniętych z ogromnego obszaru, którzy walczyli na różne sposoby i zwykle nie mieli pojęcia, jak ze sobą współpracować. Spory wpływ na wynik bitwy miały też błędy Antiocha i fatalna szarża rydwanów, zawrócona przez Rzymian przeciwko reszcie wojsk króla.
5 celnych komentarzy | Dodaj komentarz |
Gość | |
Dodano: 2012-11-06 Świetny tekst, gratulacje dla autora. Co do komentarzy: Aemilianus: jeśli słonie bojowe były przestarzałą bronią, to dlaczego Rzymianie skwapliwie dbali o to, żeby żaden pokonany wróg nie mógł mieć ich w swojej armii? (Warunki pokoju z Antiochem, a wcześniej z Kartaginą). Nie słonie były złe, tylko tragiczny (żeby nie powiedzieć idiotyczny) sposób, w jaki ich użyto. Norgel: co do różnorodnych armii, które ni cholery nie potrafią walczyć, to polecam chociażby Hannibala, który mając w wojsku równie pstrokatą zbieraninę (Kartagina, Libia, Numidowie, goście z Balearów, Celtyberowie, wreszcie Galowie, to tak w skrócie) kilka razy potrafił nieźle nawywijać. Liczy się osoba wodza. Damiano: dokładnie. Taki sposób walki był świetny. Naprawdę. Tyle tylko że przynajmniej jakieś półtora wieku wcześniej. Nawiasem mówiąc, z podanych powodów porażki na pierwszym miejscu wymieniłbym... również pierwszy. Kartagińczyk przy takiej przewadze (nawet gdyby dał sobie spokój z rydwanami, co zresztą zrobiłby każdy wódz choć trochę lepszy od Antiocha) wygrałby tę bitwę, dłubiąc w nosie. Niestety ponoć (S. Lancel) Hannibal i Antioch nie przepadali za sobą... A tak nawiasem mówiąc. Czy ktoś ma jakiekolwiek pojęcie, czemu Antiocha III nazywa się Wielkim? Chyba że wysoki był chłopina, bo innego powodu naprawdę nie widzę... |
Użytkownik | |
Dodano: 2014-01-05 Bardzo dobry artykuł z dużą dokładnością i moge powtórzyc to co Dariusz że Antioch III zrobił tyle błędów że miał szczęście że go póżniej nie wygnano |