Strona główna Redakcja Współpraca Źródła historyczne Konkursy

DOŁĄCZ DO NAS!

i odkryj historię w najnowszym wydaniu

Dołącz do społeczności histurion.pl, zakładając nowe konto lub logując się poprzez portal facebook.

  • Poznaj innych miłośników historii
  • Odkrywaj historię i poznawaj dzieje postaci historycznych
  • Poznawaj historię z pierwszej ręki ściągając źródła historyczne z naszej bazy
  • Przejrzyj spersonalizowane dane historyczne, np. które postaci historyczne obchodzą z Tobą urodziny

Rejestracja




Załóż nowe konto



LUB

Załóż nowe konto z



Jesteś już użytkownikiem?    Zaloguj się

Zaloguj się w serwisie histurion.pl

Możesz zalogować się w naszym serwisie podając swój adres e-mail oraz hasło podane podczas rejestracji. Możesz również zalogować się poprzez portal facebook.


Nie mam jeszcze konta



Zaloguj się z

Załóż nowe konto w serwisie histurion.pl



Bitwa pod Vercellae

2007-04-14 | Autor: Piotr Radziejewski



Bitwa


Do bitwy doszło w umówionym przez wrogów miejscu. Odpowiadało ono obu stronom – rozległa równina umożliwiała swobodne manewrowanie dość licznej rzymskiej kawalerii, a Cymbrom pozwalała rozwinąć szyki ich ogromnej armii. Rzymianie ustawili się w swoich typowych formacjach manipularnych, centrum stanowiły wojska Katulusa, a żołnierze Mariusza byli rozmieszczeni po bokach. Skrzydła osłaniała rzymska i sojusznicza jazda. Mariusz i Katulus dowodzili bezpośrednio swymi oddziałami, ale to zwycięzca spod Aquae Sextiae był naczelnym wodzem (ze względu na większe doświadczenie oraz wyższy urząd). Naprzeciw armii republiki stanęły hordy dzikich wojowników z północy. Ich front miał podobno aż 5 km długości. Wojownicy z pierwszych szeregów mieli być powiązani łańcuchami przypiętymi do pasów, aby legioniści nie mogli ich rozproszyć, ale wydaje się to mało prawdopodobne – zapewne wzmiankę o tym dodali lubiący ubarwiać starożytni historycy. Przez pewien czas trwały jeszcze pewne przegrupowania, nikt nie kwapił się rozpocząć walki. Obie strony zapewne liczyły, że uda się wymanewrować przeciwnika i zająć korzystniejszą pozycję, nic jednak z tego nie wyszło. Wrogie armie dość długo stały naprzeciw siebie. Letni upał i zaduch był dokuczliwy, ale znacznie gorzej znosili go pochodzący z zimnej północy Germanie. Część próbowała zakrywać się tarczami przed palącymi promieniami, wielu prawie mdlało. W dodatku słońce świeciło im w oczy i nie widzieli dokładnie rzymskich szyków. Możliwe, że Mariusz celowo odwlekał rozpoczęcie walki aby jeszcze przed nią wymęczyć wroga. Nie jest pewne, kto zrobił pierwszy ruch, ale wydaje się, że to zniecierpliwieni Cymbrowie ruszyli do ataku. Hordy wojowników Bojoryksa szły wbijając chmury kurzu. Jak pisze Plutarch wywołało to spore zamieszanie i dezorientację po obu stronach, ale jednocześnie dodało odwagi Rzymianom, którzy nie zobaczyli całego ogromu sił przeciwnika. Legioniści zaczęli maszerować naprzeciw nacierającym Cymbrom, ale przy ograniczonej przez kurz widoczności część oddziałów rozminęła się i uderzyła w próżnię. Mariusz i Katulus, którzy wydali rozkaz kontrataku, niewiele mogli zrobić wobec panującego chaosu i teraz to oficerowie dowodzący poszczególnymi kohortami odgrywali największą rolę. Pierwsze starcie było dość bezładne, ale świetnie wyćwiczeni Rzymianie wiedzieli co robić nawet bez rozkazów wodza. W odpowiednim momencie użyli swej najgroźniejszej broni – ciężkich oszczepów. Tak jak pod Aquae Sextiae pila zadały barbarzyńcom ogromne straty. Większość Cymbrów nie miała zbroi, a ich tarcze nie wytrzymywały uderzeń rzymskich pocisków. W dodatku pilum praktycznie nie dało się wyrwać z tarcz i wielu wojowników Bojoryksa odrzucało obciążone osłony, jeszcze bardziej wystawiając się na ciosy (pod Vercellae podobno po raz pierwszy użyto nowego modelu oszczepów z drewnianym bolcem mocującym ostrze, który łamał się przy uderzeniu, tak, że broni nie można było odrzucić). Zanim zdążyli uporządkować zmieszane szyki, legioniści zaatakowali ich wręcz. Luźniejsza formacja Rzymian znowu okazała się skuteczniejsza od zwartej masy wrogów. Cymbrów spotkało to, co rok wcześniej Teutonów – ściśnięci jeden obok drugiego nie mogli skutecznie walczyć i ginęli pod ciosami krótkich gladiusów. Mimo gigantycznej liczby barbarzyńców, Rzymianie mieli nad ludźmi Bojoryksa ogromną przewagę wynikającą z lepszego wyszkolenia i uzbrojenia. Walka była kompletnie jednostronna – kolejne szeregi Cymbrów szły pod miecze legionistów, nie mogąc stawić skutecznego oporu. W pewnym momencie zginął wódz Bojoryks, a starcie przerodziło się w masakrę bezładnego tłumu. Mało kto próbował się jeszcze bronić. Przednie szeregi Cymbrów usiłowały uciekać, ale nie pozwalały na to tylne, które nie wiedziały co dzieje się przed nimi i napierały na plecy towarzyszy, chcąc włączyć się do walki. W czasie gdy ogarnięta chaosem piechota barbarzyńców była wyrzynana przez legionistów, na skrzydłach starła się kawaleria. Przebieg tej walki nie jest dokładnie znany, ale rzymska jazda szybko pobiła wroga i dołączyła do swoich piechurów akurat gdy przerażeni Cymbrowie rzucili się do ucieczki, tratując się nawzajem. Jeźdźcy natychmiast ruszyli w pogoń, wybijając setki barbarzyńców. Cała rzymska armia podążyła za rozbitymi wojskami przeciwnika, ścigając go aż do jego obozu. Tam zaś rozegrały się potworności gorsze od samej masakry na polu bitwy. Germańskie kobiety chwyciły za broń i zaczęły mordować szukających schronienia wojowników. Zabijano dzieci i masowo popełniano samobójstwa. Wszystko to zapewne aby uniknąć hańbiącej niewoli. Mimo to Rzymianom, którzy wdarli się do obozu udało się pojmać bardzo wielu przeciwników. Bitwa pod Vercellae zakończyła się miażdżącym zwycięstwem wojsk republiki okupionym bardzo niewielkimi stratami – poniżej 1000 ludzi. Cymbrów zginęło ok. 140 000 (licząc wojowników poległych w walce i zabitych w obozie, a także członków plemienia nie biorących udziału w walce). Ok. 60 000 barbarzyńców dostało się do niewoli.



„Bitwa pod Vercellae” – obraz Giovanniego Battisty Tiepolo namalowany w latach 1725 – 29



Skutki bitwy



Bitwa pod Vercellae zażegnała niebezpieczeństwo najazdu Germanów na Italię. Mariusz, który wcześniej rozgromił Teutonów pod Aquae Sextiae, teraz unicestwił także lud Cymbrów. Większość barbarzyńców wyginęła w walce, jeńców zaś skierowano do niewolniczej pracy. Gajusz Mariusz odbył triumf i otrzymał tytuł „trzeciego założyciela Rzymu” (trzeciego po Romulusie i Kamillusie). Popularność pogromcy barbarzyńców sięgnęła zenitu. Zaczął prowadzić samowolną politykę (np. nadał rzymskie obywatelstwo żołnierzom swoich oddziałów posiłkowych bez konsultacji z senatem), a jego konflikt z dawnym podwładnym, Sullą, stawał się coraz ostrzejszy by ostatecznie przerodzić się w wojnę domową.

Zwycięstwo pod Vercellae było równie wielkie jak to pod Aquae Sextiae, choć osiągnięto je w inny sposób. Tym razem plany rzymskiego wodza nie odegrały decydującej roli (Sulla w swoim pamiętniku twierdzi, że Mariusz popełnił wiele błędów, a zwycięstwo odniesiono dzięki Katulusowi, przekaz ten jest jednak niewiarygodny ze względu na wrogość autora w stosunku do Mariusza i chęć oczernienia go). W bitwie z Cymbrami Rzymianie wygrali dzięki sile legionów, dyscyplinie i wyszkoleniu żołnierzy, którzy sami wiedzieli co robić po początkowym zamieszaniu. Duże znaczenie miało też lepsze uzbrojenie legionistów – oszczepy przetrzebiły wrogów przed starciem, krótkie miecze były idealne do walki w tłumie, a kolczugi i mocne tarcze zapewniały dobrą ochronę. Po raz kolejny udowodniono skuteczność rzymskiej sztuki wojennej i jej wyższość nad sposobem walki barbarzyńców. Bitwa pod Aquae Sextiae to przede wszystkim triumf samego Mariusza osiągnięty dzięki świetnemu dowodzeniu, zaś starcie pod Vercellae było zwycięstwem rzymskiego żołnierza, przewyższającego wroga swymi umiejętnościami.



Strona : [ 1 ] [ 2 ]


Podziel się!
        
Przeczytaj również...

Wyraź swoje zdanie :

Komentujesz jako użytkownik niezarejestrowany - gość. Z tego powodu, zanim komentarz pojawi się na stronie będzie musiał zostać zaakceptowany przez naszą redakcję. Aby Twój komentarz został od razu opublikowany na naszych łamach zachęcamy do darmowej rejestracji!

1 celny komentarzDodaj komentarz
Użytkownik


Dodano: 2009-03-27
Do świetnie napisanego tekstu chciałbym dodać swoje trzy grosze.
Do całej narracji chciałbym dodać jeszcze jedną postać.
W przededniu decydującego starcia z Teutonami Sulla opuścił swoje stanowisko przy boku Mariusza i udaje się do armii drugiego konsula Katullusa. Można przyjąć pogląd Plutarcha o osobistym konflikcie , lecz coś tu się nie gra. Korneliusz Sulla udał się do legionów Katullusa w 102 roku p.n.e. Jednak konkretny moment decyzji i jej realizacji nie jest nam znany. Na początku roku masy barbarzyńców zimowały nad Rodanem, kilkadziesiąt kilometrów od wysuniętych pozycji rzymskich. Korneliusz po pięciu latach służby miałby opuścić armię i wodza, w których była cała nadzieja Rzymian? Raczej nie mieści się w głowie, że pozbawił by się szansy okrycia chwałą, wyjeżdżając do armii która faktycznie się dopiero formowała. Zresztą jaki miało by to sens, skoro gdyby nie podział Germanów, najprawdopodobniej nowe legiony ruszyły by z wiosną na pomoc Mariuszowi, który jako starszy konsul przejął by nad nimi dowództwo. Co to za paskudna wizja upokorzenia dla Sulli, skonfliktowanego z Mariuszem. Ten zaś w swoich rachubach, czyż nie wykorzystał by decyzji adwersarza dla jego pognębienia i nie oskarżył by go o tchórzostwo? Co więcej jako wódz naczelny mógłby publicznie zarzucić mu dezercję w obliczu wroga. Taki fakt jeśli nie doprowadził by Sulli przed sąd, na pewno przekreślił by jego widoki na karierę polityczną. Z tych prostych względów wyjazd Sulli z początkiem roku odpada. Zostaje więc moment, gdy sprawnie działający wywiad rzymski potwierdził fakt planowanego rozdzielenia sił Cymbrów i Teutonów na dwie masy posuwające się oddzielnymi szlakami. Ta informacja spowodowała też, że mała armia Katullusa została skierowana w stronę Alp, by zabezpieczyć tamtejsze przejścia w stronę Rzymu. Czy był to jednak wystarczający powód uzasadniający wyjazd Sulli. Dyscyplina rzymska wymagała, by nawet patrycjusz pełniący funkcje oficerskie, wykonywał rozkazy wodza i do tego konsula. Tylko zgoda Mariusza pozwalała Sulli na zmianę zaszeregowania i przejście do drugiej armii. Oczywiście możemy przyjąć, że ten pozbył się uciążliwego podwładnego. Jednak czy mądry polityk nie wolał by mieć konkurenta na widoku, dodatkowo z możliwością odcięcia go od zbyt samodzielnych, dających szanse wykazania się, działań? Kolejne lata pokazały, że ich polityczne drogi zdecydowanie się rozeszły, ale przecież całe dziesięciolecie minęło bez specjalnej wrogości. Dowodzi to raczej, że przy wszystkich dzielących ich różnicach, doceniali się nawzajem i potrafili współpracować w ważnych sprawach. Taka analiza nasuwa wniosek, że Plutarch myli się, przenosząc wrogość z okresu późniejszego konfliktu tych dwóch wodzów, na czasy kampanii przeciw Cymbrom i Teutonom.
Można zaryzykować twierdzenie, że wysłanie Sulli do Katullusa było ich wspólną decyzją, podyktowaną sytuacją wojenną . Mariusz zdawał sobie sprawę, z jak poważnym zagrożeniem ma do czynienia. Skuteczność Germanów od lat penetrujących zachodnią część kontynentu, jeszcze bardziej podkreślały zwycięstwa nad armiami rzymskimi, nie dające się wytłumaczyć jedynie nieudolnością dowódców. Rozczłonkowanie barbarzyńskich sił było oczywiście sprzyjającą okolicznością, ale niosło w sobie poważną groźbę. Germanie byli nieprzewidywalni, mogli poruszać się żółwim tempem i mogli nagle przyśpieszyć, by zaskoczyć przeciwnika w nowym miejscu. Pokonanie więc Teutonów, które zresztą przeciągnęło się do października, mogło nie mieć już większego znaczenia, jeśli w tym okresie nie zatrzymywani Cymbrowie wlali by się do Italii. Idąc rzymskimi drogami byli by w stanie dotrzeć do murów Rzymu, przed nadejściem weteranów Mariusza. Ta wizja zwiastująca klęskę, a przynajmniej ogromne kłopoty, musiała niezwykle niepokoić konsula. Był więc gotów odesłać jednego z najzdolniejszych oficerów, byle tylko zapewni sobie czas do dalszych działań. Wydaje się, że wśród kadry dowódczej, to Sulla najlepiej nadawał się do prowadzenia działań opóźniających i aktywnej obrony. Miał też przypilnować, by 20 000 nowych legionistów Katullusa, nie zostało zmarnowanych w nieodpowiedzialnej bitwie i by nabrali więcej doświadczenia Drugi konsul nie wzbudzał zaufania. Był typowym przykładem patrycjusza, dla którego powinności wojskowe, były tylko koniecznym dodatkiem do kariery urzędniczej. Sulla wysłany by kontrolować jego poczynania, miał niebagatelny dodatkowy atut. Sam był patrycjuszem i łatwiej mógł wywierać presję na swojego nowego dowódcę.
Nie zgadzam się z twierdzeniem o barbarzyńskich mostach. Tym bardziej w czasie zdecydowanie wojennej wyprawy ludy półkoczownicze i koczownicze stosowały banalniejsze rozwiązania, typu skórzane worki wypełnione pływalnym materiałem. Mimo to jeszcze raz gratuluję tekstu.
Miłosz Korczyk

Nasz facebook

Ciekawostka

Postać historyczna

Losowe zdjęcie

histurion.pl
Najnowocześniejszy polski portal historyczny

Matura 2022

Historia

Inne

Copyright © 2006-2022 by histurion.pl. Korzystając z portalu akceptujesz wykorzystanie przez nas plików cookies.