Bohater i tchórz
... I TCHÓRZ? – paradoks Syzyfa i co z tego wynika.
Wróćmy jednak do dzisiejszego znaczenia słowa tchórz. Jak wspomniałem już, oznacza ono asekuranta, osobę zrzucającą obowiązki na kogoś innego, uchylającą się od odpowiedzialności. Postarajmy się na podstawie tej definicji podciągnąć pod nią którąś z negatywnych postaci z mitologii greckiej, takiego Syzyfa, który, swoją drogą, miał być dziadkiem Belleforonfa. Poza tym jednak, miał też być królem i to nie byle jakiego polis, bo samego Koryntu , ulubieńcem bogów i kimś, kto ośmielił się sprzeciwić śmierci, więżąc samego Tanatosa. W rezultacie, po wielu perturbacjach związanych z jego smiercią i zejściem do Hadesu oraz powrotem na ziemię w ramach darmowego, czasowego zmartwychwstania, które ufundował Syzyfowi sam Pluton, król wrócił na ziemię, gdzie dożył późnej starości (bogowie o nim zapomnieli) by na koniec zakończyć swój żywot. Dalszą część już znamy doskonale, bowiem i nietrudno jest wyobrazić sobie Syzyfa toczącego głaz na szczyt góry w Tartarze, raz po raz kończąc swą próbę wniesienia kamienia fiaskiem. Naszego sądu dopełnia jeszcze Jan Parandowski pisząc w swojej „Mitologii”:
„Być może, iż podanie o ‘pracy Syzyfowej’ powstało stąd, że w odległej starożytności zbiegłych zbrodniarzy i niewolników przywiązywano do ciężkiego kamienia lub belki, którą zawsze ze sobą wlec musieli”
Na podstawie tego fragmentu możemy wywnioskować, że przestępca (nie wspominając już o niewolniku) przez to, iż był zhańbiony swą zbrodnią, nie mógł pretendować w żaden sposób do tytułu bohatera. Zbrodnią Syzyfa było wyjawienie tajemnic Zeusa i uwięzienie Tanatosa, natomiast jako zbieg traktowany mógł być po wydostaniu się oszustwem z Tartaru. Kara więc jest jak najbardziej uzasadniona a mitologia (z pomocą Parandowskiego) pokazuje nam człowieka, który boi się ponieść konsekwencję za swoje czyny, ucieka od kary, uchyla się od odpowiedzialności. Jednym słowem – mamy przed sobą tchórza. Postarajmy się jednak na chwilę włączyć myślenie Greka doby Grecji Archaicznej i spójrzmy na Syzyfa ze znanej nam już perspektywy. Jego wizerunek ulega zupełnej przemianie i oto, zamiast podłego przestępcy, oszukującego samych bogów, jawi nam się postać tak przebiegła jak sam Odys, najbardziej chytry z bohaterów. Tak widziany Syzyf zasługuje na poklask, bowiem nie dość, że walczy ze swoim fatum, to wspina się jeszcze na wyżyny mocy umysłowych, przechytrzając samych bogów, w tym jednego z najwyższych – Hadesa, Pana Śmierci. Cóż więc, że ponosi karę za swoje występki, skoro, według XX-wiecznego egzystencjalnego filozofa, Alberta Camus’a (esej - „Mit Syzyfa”), Syzyf ze swym brzemieniem jest szczęśliwy, a odkrywając beznadzieję swojego położenia i wiecznego cierpienia, król przyjmuje je i podejmuje się zadania, jakkolwiek jest absurdalne. Przyjmuje wyzwanie, ponieważ dzięki temu zdobywa samoświadomość, sam staje się panem swego losu – to czyni go szczęśliwym, pomimo wiedzy o beznadziejności ludzkiego życia. Camus tak oto podsumowuje swoje rozważania dotyczące Syzyfa, dodając do tego paralelną psychologicznie mu postać Edypa:
„Bezgraniczną rozpacz trudno udźwignąć; przychodzą nasze noce w Getsemani. Ale druzgocąca prawda [los i brzemię, którym obarczono bohatera za karę] ginie, gdy zostaje rozpoznana. I tak Edyp wpierw posłuszny jest przeznaczeniu, którego nie zna. Tragedia zaczyna się, kiedy Edyp wie. Ślepy, bez żadnej nadziei, stwierdza jednak, że jest coś, co łączy go ze światem: chłodna dłoń młodej dziewczyny. I wówczas padają wielkie słowa: ‘Choć tak bardzo zostałem doświadczony, wiek mój podeszły i dusza moja znająca wielkość mówią mi, że wszystko jest dobre’. (...) Antyczna mądrość łączy się z bohaterstwem nowoczesnym”
Tak więc obroniliśmy Syzyfa.
KOBIETA – czyli jak rozłożyć bohatera na łopatki tudzież nieźle „namieszać”
Jak wspomniałem wcześniej, herosom towarzyszyły najczęściej kobiety, które czasem miały na nich zgubny wpływ, bądź też swymi czynami przyczyniały się do śmieci herosa. Tak na przykład zakończyła się znajomość Heraklesa z Dejanirą, która, bojąc się o to, by nie utracić ukochanego na rzecz heraklejskiej branki Ioli, uciekła się do podstępu, nasączając, za radą zgładzonego przez herosa centaura Nessosa, jego szatę krwią kreatury. Krew okazała się trucizną a Herakles, założywszy ową szatę, umierał, palony silną trucizną, w straszliwych męczarniach. Wreszcie, nie mogąc znieść cierpienia, kazał przygotować dla siebie stos, po czym dokonał na sobie aktu całopalenia. Dejanira zaś niedługo potem przebiła się mieczem.
Czy Dejanira była tchórzem, bojąc się o względy małżonka? Czy może, podobnie jak Syzyf, starała się dopomóc losowi i zjednać sobie podstępem ukochanego? Co zaś uczynimy z czarownicą Medeą?
Medea dopuściła się niemal podobnego występku co Dejanira, z tą jednak różnicą, że zupełnie świadomie i celowo a i odbiorcą jej działań by zupełnie kto inny. Inna sprawa, że była czarownicą, dzięki której Jazonowi udało się zdobyć złote runo. Co jednak uczyniła Medea? Otóż, kiedy już wraz z Jazonem, uciekłszy z Kolchidy i opuściwszy Jolkos, osiedliła się wraz ze swym kochankiem w Koryncie, musiała stanęła przed problemem, jakim była nagła miłość Jazona do Glauke . Rozwiązała go ten sposób, iż podarowała wybrance Jazona w prezencie ślubnym suknię nasączoną trucizną Glauke, która, po włożeniu tejże sukni, spłonęła a wraz z nią cały dwór. Medea zbiegła do Aten. Jej związek z Jazonem uległ rozpadowi. Nie wiemy jednak jak przeżyła do czarownica, choć wydaje się, że na pewno nie tak dotkliwie jak Dejanira.
Na czym polegała wina Medei? Na pewno na tym samym, co Dejaniry – była kobietą, a kobieta w starożytnej Grecji, jeśli nie była boginią, zawsze stała na straconej pozycji i bynajmniej nie darzono jej należnym szacunkiem. Dodawszy do tego jej niecne zamiary uzyskujemy pełen wizerunek kobiety jako istoty występnej, zdradzieckiej, której nie należy ufać. Mając do tego przed oczyma postać czarodziejki Kirke i nimfy Kallipso, które siłą trzymały Odyseusza i opóźniały jego powrót do domu nie dziwimy się Grekom, jednak pozostaje zawsze pewne „ale”. Bo, choć jeszcze można zrozumieć przykłady tych czterech niewiast, które faktycznie postąpiły, jeśli nie źle (Medea, Kallipso, Kirke) to bardzo nieroztropnie (Dejanira), to już przykład takiej Ariadny, która, jak mogła, starała się dopomóc ukochanemu Tezeuszowi wygrać bliskie spotkanie z Minotaurem w labiryncie potwora wydaje się grubo odbiegać od stereotypu występnej kobiety. Staram się tu pominąć fakt, że najwidoczniej zawadzała strasznie swemu mężczyźnie, który najzwyczajniej w świecie porzucił ją gdzieś na wyspie Naksos . Podejrzewam, że jej winą było to, co pozostałych pań – płeć, wszak historia Grecji, poza tym, że jest historią bohaterską, jest też historią mężczyzn a kobieta jest tylko katalizatorem ich działań. Na przykład taka Helena, która, będąc żoną Menelaosa, zdradziła go na rzecz Parysa i wywołała, trwającą blisko dziesięć lat, Wojnę Trojańską, w której to mieli zasłużyć się Achilles, Ajas, Odyseusz, Hektor, Agamemnon, oraz wielu innych greckich i trojańskich bohaterów. Mniej tragiczne w skutkach okazało się odebranie Achillesowi przez Agamemnona (który musiał oddać swoją – Chryzeidę) branki Bryzeidy, które doprowadziło jedynie do wielkiej obrazy Achilla, jego gniewu i w rezultacie czasowego wyłączenia się z oblegania Troi, choć dla samego Achilla, utrata Patroklosa mogła być ostatecznym efektem lawinowo narastających po sobie ciągów przyczyn i skutków, rozpoczętych właśnie przez odebranie Bryseidy Achillesowi (a może i wcześniej, przez porwanie Bryseidy ze świątyni Apolla).
4 celne komentarze | Dodaj komentarz |
Użytkownik | |
Dodano: 2007-01-29 Bardzo ciekawy tekst, naprawdę. Tematyka niespotykana online i czytało się przyjemnie. ^^ |
Użytkownik | |
Dodano: 2007-02-11 Niezwykle ciekawy i intrygujący artykuł. Widać, że autor się przygotował. Tylko pozostaje mi oddać wielkie brawa. |
Użytkownik | |
Dodano: 2007-07-13 Gratuluję wspaniałego artykułu. Jest niesamowity. Wcześniej nie spotkałam się z tak szczegółowym opracowaniem tej kwestii. Autorowi należą się wielkie brawa. |