Bitwa pod Ausculum
Król Epiru rozpoczął atak, wysyłając Samnitów, Lukanów i innych swoich sprzymierzeńców do frontalnego uderzenia przez rzekę. Ci szybko przeszli płytką wodę, ale Rzymianie już na nich czekali. Wchodzących na wysoki, stromy brzeg powitali tysiącami oszczepów, zadając im ciężkie straty. Gdy większa liczba atakujących zdążyła się przeprawić, manipuły ruszyły na nich, chcąc zepchnąć ich z powrotem do rzeki. Pod naporem Rzymian Samnici i reszta zaczęli się chwiać i mało brakowało, a spanikowaliby i uciekli. Byli w rzeczywiście krytycznej sytuacji, ale pomoc nadeszła w odpowiednim momencie. Wojska Decjusza, zajęte odpieraniem ataku italskich sojuszników Pyrrusa, przestały zwracać uwagę na oddziały epirockie. Król zaś wysłał je do oskrzydlającego uderzenia. Przeszły one rzekę praktycznie bez przeszkód i zagroziły flankom legionistów. Wydaje się, że manewr ten wykonali hoplici, którzy, ze względu na cięższe opancerzenie oraz krótsze, poręczniejsze włócznie, lepiej nadawali się do chaotycznego starcia na brzegu niż falangici (sarissoforoi sforsowali Aufidus zapewne dopiero, gdy wroga odepchnięto na większą odległość). Rzymianie znaleźli się teraz w dość trudnej pozycji, ale nie dali łatwo za wygraną. Natychmiast ruszyli do kontrataku, próbując wyprzeć przeciwnika z powrotem za Aufidus. Mimo wielkiej odwagi i poświęcenia legionistów oraz osłaniającej flanki jazdy, przeciwuderzenie nie powiodło się. Stało się tak prawdopodobnie przez brak oszczepów, których większość zużyto przeciw Samnitom. Teraz nie można było obrzucić pociskami linii Epirotów i „rozmiękczyć” jej przed atakiem. Doszło do długiej i zażartej walki wręcz. W centrum, gdzie Rzymianie walczyli z sojusznikami Pyrrusa na samym brzegu rzeki, starcie było najbardziej chaotyczne (trudno było utrzymać szyki na bardzo nierównym terenie). Krwawe, ale nierozstrzygnięte walki trwały aż do wieczora. Gdy zaczęły zapadać ciemności, konsulowie postanowili wycofać swoją armię. Rzymianie musieli walczyć z przeciwnikiem otaczającym ich z trzech stron i z każdą chwilą ich sytuacja była gorsza. Manipuły odmaszerowały do swojego obozu. Pyrrus nie próbował ich ścigać – byłoby to ogromne ryzyko, bo trzeba by walczyć po ciemku, w rozproszeniu, z przeciwnikiem, który wcale nie został jeszcze rozbity. Król Epiru przeprawił za to na drugi brzeg resztę wojsk (w tym słonie bojowe) i w nocy zajął korzystne dla siebie pozycje na równinie naprzeciw rzymskiego obozu. Pierwszego dnia starcia udało mu się osiągnąć sukces, przełamując silną pozycję obronną wroga i wychodząc na równinę, gdzie mógł w pełni wykorzystać zalety swoich formacji. Okupił to jednak sporymi stratami, zwłaszcza wśród italskich sojuszników.
Starcie pierwszego dnia – atak italskich sojuszników Pyrrusa w centrum i flankujące uderzenie oddziałów epirockich, wycofanie się Rzymian do obozu po długiej walce
Drugi dzień bitwy
Następnego dnia rano Rzymianie wyszli z obozu i ustawili się w bojowy szyk quincunx. Naprzeciw nich na drugim krańcu równiny stały wojska Pyrrusa. Konsulowie wiedzieli, że teren jest korzystny dla wroga, ale zdecydowali się stanąć do walki, licząc, że wykrwawione wczorajszego dnia oddziały króla Epiru tym razem im ulegną. Pierwszy ruch zrobił Pyrrus. Na jego rozkaz cała armia ruszyła do ataku. Po paru salwach łuczników i procarzy, które zadały pewne straty pierwszym liniom Rzymian, zaatakowała straszliwa falanga. Legioniści znów musieli zmierzyć się ze zwartym, najeżonym pikami szykiem Epirotów. Las pochylonych sariss musiał robić piorunujące wrażenie, ale rzymska dyscyplina i posłuszeństwo dowódcom były silniejsze od strachu. Manipuły zasypały wrogów oszczepami i tak jak pod Herakleą ruszyły do desperackiego ataku. Rzymianie robili co mogli, aby przedrzeć się przez zaporę z pik i napierali na falangitów, usiłując rozerwać ich linię, nie przynosiło to jednak efektów. Nie udawało się też przełamać wrogiej formacji w miejscach gdzie tworzyli ją głównie italscy sojusznicy Pyrrusa. Legioniści płacili ogromną cenę za swą nieustępliwość. Konsulowie widzieli, że od frontu nie da się pokonać falangi, dlatego też postanowili dokonać manewru oskrzydlającego. Zapewne wykorzystali możliwość łatwego modyfikowania szyku quincunx i przesunęli część manipułów drugiej i trzeciej linii na skrzydła. Oddziały te zaczęły przebijać się przez lekkozbrojnych osłaniających flanki sarissoforoi. Wkrótce zagrozili samym falangitom i nacierając na skrzydła, zmusili ich do zmiany ustawienia. Flanki szyku Pyrrusa zaczęły się wyginać i cofać, w pewnych miejscach legionistom udało się prawdopodobnie nawiązać walkę wręcz. W centrum przeważali Epiroci, ale na ich skrzydła napierali Rzymianie. Starcie trwało długo i było bardzo krwawe, ale ciągle nie przynosiło rozstrzygnięcia.
Początek starcia drugiego dnia – frontalny atak falangi, próba oskrzydlenia jej przez Rzymian.
3 celne komentarze | Dodaj komentarz |